niedziela, 2 sierpnia 2015

2. Nieznajomy






Rano obudziłam się wyspana i wypoczęta. Zapomniałam już o tym dziwnym zajściu ubiegłego wieczoru. Przeciągnęłam się i energicznie wstałam z łóżka. Spięłam swoje długie, brązowe włosy w niechlujnego koka, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się, umyłam zęby i zeszłam do kuchni na śniadanie.
- Cześć mam... - nagle uprzytomniałam. Kompletnie zapomniałam o swojej wyprowadzce z Yersey. Przykro mi się zrobiło, kiedy uświadomiłam sobie, że przez najbliższe pół roku będę budzić się sama, jeść sama, zasypiać sama i mieszkać sama. Wydęłam wargi, biorąc swoją torebkę. Będę musiała śniadanie zjeść na mieście, a potem zrobić zakupy. Wyszłam na zewnątrz i dwa razy przekręciłam klucz. Promienie słoneczne padały na moją twarz, relaksując ją. Zauważyłam dwie idące w moim kierunku kobiety. Postanowiłam się przywitać.
- Dzień dobry. Jestem Shelaine Pattle i jestem nową sąsiadką. - chłodne spojrzenia kobiet wywołały na moich plecach ciarki.
- Nie interesuje nas, jak się nazywasz. I tak długo tu nie pomieszkasz.
- Dom jest piękny tak samo jak okolica, zatem nie mam zamiaru się wyprowadzać przedwcześnie.
- Nie masz co się rozpakowywać. - kończąc tym zdaniem naszą "rozmowę", odeszły. Stałam jak słup soli i przetwarzałam raz jeszcze ich słowa. Mogłabym znieść ich słowa, ale nienawiść, jaką widziałam w ich oczach, przeraziła mnie. Otrząsnęłam się, kierując do pobliskiego baru. Minęłam chłopaka, który z postury wydał mi się znajomy.
"Czy to nie ten facet, który wtedy mnie obserwował?"
Potrząsnęłam głową, mając nadzieję, że te niedorzeczne myśli uciekły. Odwróciłam się za blondynem i faktycznie to mógł być on.
- Dziwne miejsce. - szepnęłam, wchodząc do środka.
Pomieszczenie było dość małe, ale przytulne. Stoliki mieszczące góra dwie osoby a zapach mocnej, czarnej kawy unosił się w powietrzu. Podeszłam do jedynego wolnego miejsca i zaczęłam szukać w menu czegoś na śniadanie.
- Co pani zamawia? - omal nie podskoczyłam, kiedy usłyszałam głos kelnerki nad sobą. Jak ona tak cicho i szybko podeszła?
- Poproszę naleśniki z syropem klonowym i kawę. - kobieta zapisała moje zamówienie i w mgnieniu oka zniknęła za ladą. Spojrzałam przez okno na budynek policji, który był naprzeciw. Może dlatego ten bar był dość sterylny. Wróciłam wzrokiem na stół, na którym już leżał talerz z naleśnikami i kawa. Rzuciłam szybkie spojrzenie na kelnerkę, która już obsługiwała kolejnych gości.
"Wampiry"
Po skończonym posiłku wyszłam przejść się trochę po okolicy. Akurat trafiłam na ścieżkę prowadzącą do parku. Podążyłam nią i usiadłam na ławce. Rozglądałam się dookoła. Nie było ani jednej żywej duszy oprócz mojej. Spojrzałam na zegarek. 08.13. Było aż tak wcześnie? Nagle poczułam, jak ktoś obok mnie siada. Był to ten sam blondyn, którego mijałam  w drodze do baru. Przez chwilę mu się przyglądałam. Może nie tyle jemu, co jego kolczykowi w wardze.
- Na co się gapisz? - zmieszana spuściłam wzrok na buty.
- Na nic.
"Nie najlepszy początek"
Zapanowała cisza, którą ja bałam się przerwać, a on chyba nie chciał. Wydęłam wargi, próbując nawiązać z nim jakiś kontakt. Spojrzałam na niego kątem oka. Był zamyślony, ale chyba zauważył, że się na niego znowu patrzę, bo szeroko się uśmiechnął.
- Nie możesz się napatrzeć co?
- Nie schlebiaj sobie. - prychnęłam.
- Ale to ty się ślinisz. Muszę cię jednak zmartwić. Nie jesteś w moim typie.
Wstałam gwałtownie z ławki, posyłając mu groźne spojrzenie.
- A ja muszę cię zmartwić tym, że jesteś dupkiem.
Odeszłam, nie czekając na jego odpowiedź.
"Co to miało być?"
Wróciłam do domu, robiąc wcześniej zakupy w supermarkecie. Teraz przynajmniej mogłam zjeść kolację w spokoju. Zapełniłam lodówkę produktami, po czym poczułam wibrację telefonu. Spojrzałam na ekran.
Zastrzeżony.
Zdziwiłam się, jednak odebrałam.
- Słucham? - cisza. - Halo? - dalej nic.
Rozłączyłam się i odłożyłam komórkę na blacie. Teraz za to rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Nikogo nie było. Wyjrzałam głową i rozejrzałam się. Nikt oprócz starszej pani, która wrogo na mnie patrzyła. Wróciłam do kuchni, skąd zabrałam komórkę i udałam się do salonu. Obejrzałam lokalne wiadomości, jednak niczego ciekawego się nie dowiedziałam. Same drobne kradzieże i komunikaty o dbaniu o Londyn. Westchnęłam, przełączając z jednego kanału na drugi. Znowu usłyszałam dźwięk dzwonka, jednak tym razem nie wstałam. Poczekałam, aż hałas ucichł i wróciłam myślami do telewizji.
- Mój Boże! - krzyknęłam, kiedy nagle kamień rozbił okno w salonie.
Z drżącymi nogami podeszłam do okna. Cała szyba była popękana, a środek "zdobiła" ogromna dziura. Podniosłam narzędzie "zbrodni" i zobaczyłam przyklejoną małą karteczkę do niego. To, co na niej było napisane, przeraziło mnie jeszcze bardziej:

Jeśli nie chcesz być następna, wyjedź stąd.

Zamurowało mnie. Czy w tej pieprzonej dzielnicy ludzie są zdolni do czegoś takiego? Zgniotłam papier w dłoni i wyrzuciłam go gdzieś za siebie. Postanowiłam, że nie dam się im zastraszyć. Chwyciłam książkę telefoniczną i wybrałam numer do szklarza.
- 200 funtów?
Jakby tego było mało, wymiana szyby wynosiła naprawdę grube pieniądze. Chcąc, nie chcąc, musiałam przecież ją wymienić. Umówiłam się z mężczyzną na następny tydzień. Do tego czasu będę musiała używać okiennic. Zrezygnowana posprzątałam i zasłoniłam okno żaluzjami. Zapanowała ciemność, którą rozświetliłam, włączając lampę.
"Super się zapowiada"
Wybrałam numer Nicka i zadzwoniłam do niego. Po trzech sygnałach odebrał.
- Witaj skarbie. I jak ci się mieszka?
- Świetnie. Okolica i ludzie wspaniali. - skłamałam.
- Jesteś pewna? Dziwny masz głos. Czy coś się stało?
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu jestem zmęczona. Muszę się rozpakować, a chyba właśnie zauważyłam, że figurka od mamy się stłukła.
Nie wierzyłam w swoje kłamstwa.
- Skoro tak mówisz. Ja dzisiaj miałem konferencję z ludźmi z Chin. Zawarliśmy współpracę, a to oznacza, że czeka mnie premia.
- Naprawdę? To gratuluję. Jestem szczęśliwa i dumna z ciebie. Wiem, że nikt nie pracuje lepiej od ciebie.
- Dzięki. Kochanie muszę kończyć, bo szef do mnie dzwoni. Na razie.
- Pa.
Rozłączyłam się, nie wiedząc, co dalej robić. Chciałam się komuś zwierzyć, ale nie miałam komu. Mogłabym zadzwonić do Blair i się wypłakać, ale ona zaraz by po mnie przyleciała, a to nie wchodziło w grę. Miałam nadzieję, że był to ostatni tego typu incydent. Wybrałam numer do Blair. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Cześć Shay. Czy coś się stało? Mam kupować bilet i przylecieć? Już zamawiam taksówkę. - nie mogłam opanować jej nagłego potoku słów.
- Spokojnie Blair. Dzwonię, by ci powiedzieć, że wszystko jest w porządku. I stęskniłam się.
- Kochana wiesz, że po prostu boję się o ciebie. Ci ludzie są naprawdę dziwni.
- Blair, proszę. Chciałam ci powiedzieć, że ludzie i okolica są wspaniali. Nie masz się o co martwić.
- Może i jestem naiwna, ale ci wierzę, chociaż nie do końca.
- Muszę już kończyć. Resztę walizek trzeba rozpakować. Pa.
- Pa.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni. Wyszłam na zewnątrz, by z tamtej strony spojrzeć na okno.
- Mały wypadek przy pracy, czy zamierzony efekt? - obejrzałam się za siebie, a moim oczom ukazał się blondyn.
- To nie jest śmieszne.
- Ale ja nie próbuję być śmieszny, chociaż wygląda to komicznie.
- Możesz sobie darować?
Podniósł ręce w geście obrony, cwaniacko się uśmiechając.
- Jak pani sobie życzy. Mam dla ciebie radę. - podszedł bliżej i ściszonym głosem powiedział - Lepiej, żebyś dzisiaj nie zasypiała. Kto wie, co może się tym razem zdarzyć.
- Mam rozumieć, że ten kamień to twoja sprawka? - zaśmiał się.
- Moja, nie moja. Wszystko jedno, kto to zrobił. Ważne jest to, że mocno cię przestraszył, a to chyba był cel, prawda?
- Posłuchaj, jeśli się dowiem, że to ty, zapłacisz mi za wymianę szyby.
Nachylił się i szepnął do ucha.
- Mogę ci tylko jedno powiedzieć. Whetstone jest twoim najgorszym koszmarem.
Wpatrywałam się w jego twarz, nie dając wiary jego słowom.
"On chce tylko mojego strachu. Chce, żebym się bała."
- Mogę zadać ci pytanie? - skinął głową. - Przypuszczam, że mnie nie lubisz. Dlaczego zatem mnie ostrzegasz?
- Bo widzę, jak to wszystko przeżywasz. Owszem, jest to dla mnie forma rozrywki, ale nie chcę dać powodu do satysfakcji tym kretynom mieszkającym w Whetstone. Robię to tylko i wyłącznie z nienawiści do nich. Nie myśl, że dla ciebie.
Przymknęłam oczy, próbując obudzić się z tego koszmaru.
"To nie jest prawda. Obudź się!"
Otworzyłam oczy, a tajemniczego blondyna już nie było. Rozejrzałam się dookoła, ale po nim ani śladu. Rozmasowałam skronie, gdyż czułam nadchodzący ból głowy.
- Przydałaby mi się ciepła kąpiel. - szepnęłam, wchodząc do domu.






I kolejny rozdział.
Jak wam się podoba? Pomysł z kamieniem przyszedł mi niespodziewanie. Chciałam, żeby coś się ruszyło. No i mamy "tajemniczego blondyna". Wiem, że się domyślacie, kim on jest. Nie używam jego imienia, bo Shelay dopiero później "przez przypadek" się dowie.
Miłego czytania. :)

4 komentarze:

  1. Zapraszam na nowy spis o 5SOS
    http://5secondofsummerspis.blogspot.com
    Mam nadzieje,że wpadniesz i zgłosisz się do nas!
    Pozdrawiam, Megan

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, czekam na następny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Luke, Luke, Luke haha
    Ja bym chyba zawału dostała na jej miejscu, lell
    zapraszam tez do mnie:)
    beztchuff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej dopiero niedawno trafiłam na Twojego bloga i zaciekawiłaś mnie. Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy