niedziela, 6 września 2015

10. "Przesyłka dla pani Shelaine Pattle"






Następnego dnia obudził mnie budzik. Jęknęłam, wyłaczając irytujące urządzenie. Zrzuciłam kołdrę na pościel, wstając.
- Cholera. - warknęłam, kiedy pulsujący ból przeszył moją głową. - Przecież tak nie pójdę.
Poprawiłam pościel na łóżku zbytnio się do tego nie przykładając. Wybrałam numer do swojego szefa, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po pierwszym sygnale odebrał.
- Tak słucham?
- Dzień dobry. Tutaj Shelaine Pattle. Czy mogłabym dzisiaj wziąć dzień wolnego? Chyba się przeziębiłam. - udałam, że kaszlę.
- Oczywiście. Nie chciałbym, żebyś pozarażała mi klientów. Weź sobie tydzień wolnego. Jessica przejmie twoje obowiązki.
Poczułam ukłucie w sercu, kiedy użył jej imienia. Byłam dalej na nią cholernie zła, ale to była w końcu moja przyjaciółka. Musiałam z nią porozmawiać.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Zdrowiej. Do widzenia.
- Do widzenia.
Rozłączyłam się, odkładając komórkę na biurko. Chociaż nie musiałam się w takim stanie pokazywać ludziom. Założyłam swój szlafrok, po czym poszłam do łazienki wykonać poranną toaletę. Założyłam swoje ulubione spodnie dresowe i luźny top. Włosy związałam w wysokiego kucyka. Zeszłam do kuchni zrobić jakieś śniadanie. Otworzyłam lodówkę, po czym wyciągnęłam z niej karton soku i serek wiejski. Nalałam sobie napoju do szklanki, idąc z posiłkiem do salonu. Usiadłam na fotelu, włączając telewizor. Niestety nie mogłam zjeść w spokoju, gdyż ktoś zapukał do drzwi. Westchnęłam, wstając z kanapy.
- Dzień dobry. Przesyłka dla pani Shelaine Pattle.
- To ja.
- Proszę tu podpisać.
Zrobiłam co kazał mi kurier, po czym odebrałam do niego paczkę. Nie wysiliłam się na uśmiech. Zamknęłam za mężczyzną drzwi, przyglądając się nadawcy. Joe Brown. Zmarszczyłam brwi, otwierając pakunek. Oczywiście był szczelnie zabezpieczony grubym kartonem, folią bąbelkową oraz styropianem. Kiedy uporałam się z zabezpieczeniami, brudząc tym samym cały salon, wyjęłam ładnie zapakowaną książkę i jeden bilet do teatru. Uśmiechnęłam się, widząc prezent. Na dnie była jeszcze mała karteczka. Wyciągnęłam ją, biorąc się za czytanie.

Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko mojej małej niespodziance? Próbowałem się skontaktować, jednak nie odbierałaś, a nie mieliśmy jeszcze okazji się lepiej poznać. Pewnie zastanawiasz się, skąd mam twój adres. Pozostawię to w tajemnicy. 
Wracając do prezentu. Chciałem cię zaprosić na spektakl, który odbędzie się jutro o 19.00. Byłoby mi miło, gdybyś mi towarzyszyła. Książka jest formą przekupstwa. Słyszałem, że lubisz z tej serii. 
P.S. Masz bardzo miłą przyjaciółkę ;)

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, kiedy dostrzegłam tytuł i autora książki. Była to "Ciernista róża" Charlotte Link mojej ulubionej pisarki. Postanowiłam bezzwłocznie zadzwonić do mężczyzny.
- Halo?
- Cześć Joe. Tutaj Shelay.
- Cześć Shelay. Jak mniemam paczka doszła?
- Tak. Wiesz, że nie musiałeś.
- Ale chciałem. Wiem, że teraz się uśmiechasz, a dla mnie twój uśmiech dużo znaczy.
- Oczywiście, że z tobą pójdę. Dziękuję ci za zaproszenie.
- To ja dziękuję, że się zgodziłaś. Przyjadę po ciebie o 18.00 zgoda?
- Dobrze. Do usłyszenia.
- Pa Shelay.
Rozłączył się. W tym momencie czułam się naprawdę szczęśliwa. To było miłe z jego strony. Nagle cień wątpliwości zasłonił moją radość.
"Przecież masz narzeczonego"
Usłyszałam głos w mojej głowie, który mi tego odradzał. Przygryzłam wargę. Z jednej strony wiedziałam, że to tylko nic nieznaczące wyjście, ale z drugiej strony czułam się, jakbym zdradzała Nicka. Wydęłam usta. Postanowiłam do niego napisać i zagłuszyć wyrzuty sumienia.


Odłożyłam komórkę, czując się na swój sposób lepiej. Wiem, że było to głupie, ale co ja mogłam na to poradzić. Dla mnie zdrada była czymś obrzydliwym. Nigdy nie podejrzewałam Nicka o to i chciałam, żeby on takze miał do mnie takie zaufanie, jakie ja mam do niego. Mijały minuty, a on nie odpisywał.
"Może jest w pracy"
To wytłumaczenie mnie trochę uspokoiło. Postanowiłam nie martwić się na zapas i wziąć się za coś. Wstawiłam pranie, umyłam naczynia i przebrałam pościel. Kiedy skończyłam była już 10.45. Przez ten czas zdążyłam zgłodnieć. Weszłam do kuchni w celu zrobienia sobie jakiś szybkich kanapek. Moim oczom ukazała się karteczka na stole. Od razu rozejrzałam się wokoło. Nagle całe bezpieczeństwo, jakie tutaj czułam prysnęło jak bańka mydlana. Przełknęłam ślinę, biorąc świstek w dłoń.

Lepiej uważaj na swojego nowego fagasa. Nie jestem tym, za kogo się podaje. Ostrzegam cię. x

Cały pokój zawirował mi przed oczami. Chciałam zadzwonić do Jessici, jednak była w pracy, a nie mogłam jej przeszkadzać. Założyłam na siebie kurtkę, po czym udałam się do osoby, która wtedy przyszła mi pierwsza do głowy. Poszłam do Luke'a. Zaczęłam walić z pięści w jasno brązowe drzwi. Słyszałam kroki po drugiej stronie i głośne "Zaraz". Drzwi się uchyliły, a w nich stanął Luke. Był obrany w czarną koszulkę bez rękawów z logo jakiegoś zespołu, czarne przetarte rurki i czarne vansy. Włosy jak zwykle były uniesione do góry, a w jego wardze spoczywał kolczyk.
- Shelay? - zapytał zszokowany.
- Musisz mi pomóc.
- W czym?
Wyciągnęłam z kieszeni karteczkę, podając mu ją. Chłopak chwycił ją i przeczytał.
- Pomożesz? - skinął głową, zapraszając mnie do środka.




Jest 10.
Czy ktoś jeszcze czyta moje ff? Pytam, bo się zmartwiłam liczbą wyświetleń. Wiem, że szkoła i brak czasu, ale staram się dodawać rozdziały systematycznie. Też sporo czasu na to tracę. Bo jednak pisanie to nie pikuś. Nie chcę po was jeździć. :/ to nie na tym polega. Ale chociaż komentarz, czy coś. To naprawdę motywuje, a tu cisza. I nie wiem, co sobie mam myśleć. :( Prosiłabym was o jakiś ślad. Do następnego xx

wtorek, 1 września 2015

9. Alkohol dobry na wszystko






- Poproszę jeszcze jedno piwo.
- Nie za dużo maleńka? Nie wyglądasz na taką, która ma mocną głowę. - spiorunowałam barmana wzrokiem.
- Ale to jest moja sprawa. Jeszcze jedno piwo. - syknęłam.
Mężczyzna westchnął, nalewając kolejną porcję alkoholu. Chwyciłam łapczywie kufel, biorąc potężny łyk. W przeciągu pół godziny wypiłam może z trzy takie kufle. Ten był czwarty. Już po pierwszym mnie mdliło, ale zignorowałam to.
- Cześć mała.
Odwróciłam głowę, kiedy usłyszałam jakiś nieznajomy głos tuż przy moim uchu. Moje brwi powędrowały ku górze.
- Mówiłeś do mnie? - wymamrotałam.
- No chyba nie do barmana. - zaśmiał się. - Co powiesz na dokończenie piwa u mnie?
- Śmieszny jesteś.
- Nie udawaj niedostępnej.
- Spierdalaj. - wysyczałam.
- Może trochę grzeczniej suko?
"Tego ci nie daruję"
Zamachnęłam się, uderzając go z całej siły w policzek. Chłopak przyłożył dłoń do zaczerwionego miejsca, po czym wlepił swój zszokowany wzrok we mnie.
- Może nie dupku?
Zeszłam chwiejnie z krzesełka obrotowego, mijając tego palanta. Słyszałam, jak zwyzywał mnie od najgorszych. Miałam do gdzieś. Cieszyłam się, że mu przyłożyłam. Może następnym razem będzie mieć większy szacunek do kobiet. Pchnęłam ciężkie drzwi, a zimne powietrze buchnęło mi w twarz. Założyłam na siebie kurtkę. Było już ciemno, a mój dom znajdował się kilka ulic dalej. Westchnęłam, narzucając na głowę kaptur. Po przejściu kilkunastu kilometrów poczułam dziwne uczucie. Jakby ktoś mnie śledził. Odwróciłam się, jednak nikogo nie zobaczyłam. Westchnęłam, gdyż te omamy mogły być spowodowane alkoholem. Szłam chwiejnym krokiem, co chwilę potykając się o własne nogi. W pewnym momencie wyraźnie usłyszałam czyjeś kroki za sobą. Spanikowałam i zaczęłam iść szybciej. Niestety ten ktoś z tyłu także. Rzuciłam się biegiem przed siebie. Nagle cały alkohol wyparował z moich żył. Gorzkie łzy wydostały się z moich oczu, przez co widziałam jak przez mgłę. Biegłam ile sił w nogach, jednak na zakręcie było ślisko i upadłam, uderzając całym swoim ciałem o ziemię. Syknęłam z bólu, kiedy moja głowa spotkała się z chodnikiem.
- Nie musiałaś uciekać.
Podniosłam wzrok, słysząc znajomy głos.
- Nie musiałeś się skradać. - jego usta wygięły się w uśmiech.
Podał mi rękę, którą od razu chwyciłam. Pomógł mi wstać, po czym później pomógł utrzymać równowagę. Dalej jeszcze czułam konsekwencje dużej dawki alkoholu, a upadek tylko pogorszył.
- Co ty tu robisz o tak późnej porze? - jego błękitne tęczówki wlepiły się w moje.
- Byłam opić dzisiejszy dzień. - sztucznie się uśmiechnęłam.
- Właśnie czuję. Ile ty wypiłaś?
- Jakieś cztery kufle piwa? - zagwizdał z podziwu.
- I jeszcze się trzymasz. Czapki z głów. - przewróciłam oczami.
- Dlaczego szedłeś za mną?
- Bo zauważyłem twoją pokraczną osobę? Chciałem cię dogonić, jednak ty postanowiłaś pobawić się w maratończyka i sama widzisz, jak się to skończyło. - zaśmiał się.
- Odwal się.
Urażona ruszyłam przed siebie. Po chwili obok mnie znalazł się Luke. Kątem oka zobaczyłam, że się śmieje.
- To nie jest śmieszne. - warknęłam.
- Jasne. Ty jesteś śmieszna.
- A ty irytujący i dziwny.
- Dziękuję. Przynajmniej nie jestem nudny.
- Nie jestem nudna! - krzyknęłam oburzona.
- Jesteś.
- Nie jestem.
- Jesteś. Tylko nudni ludzie chodzą się upijać.
- Myśl sobie, co chcesz.
- Dlaczego nie zostałaś z Jessicą? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Bo nie chciała powiedzieć mi prawdy.
- Czyli jakim była tchórzem, takim jest. - mruknął do siebie.
- Możesz w takim razie ty mi powiedzieć?
- To długa historia.
- Mam czas. - parsknął śmiechem.
- Dobra, ale znajdźmy jakieś przyjemniejsze miejsce. Chodź.
Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w kierunku jakiegoś małego lokalu. Na szyldzie było napisane "Najlepsza cukiernia w Londynie". Usiedliśmy na końcu sali przy oknie. Luke poszedł nam zamówić jakiś deser. Po chwili wrócił i usiadł naprzeciw mnie.
- Co zamówiłeś?
- Nie chcesz usłyszeć prawdy?
- Chcę, ale też chcę wiedzieć, co zamówiłeś. - przewrócił oczami.
- Szarlotkę. Może być?
- Jasne, a teraz opowiadaj.
Oparłam brodę o rękę, wpatrując się w niego z udawaną uwagą.
- Zdążyła ci opowiedzieć, jak bez słowa zabrała dupę w kroki i nie dawała znaku życia. Sądząc po niej, pewnie nie powiedziała ci, że ona i Ash byli parą.
- Słucham? - otworzyłam szerzej oczy z niedowierzania.
- Wiedziałem. - prychnął. - Tak. Byli razem. Ash bardzo ją kochał. Myślałem, że ona też, ale widocznie się myliłem. - przerwał, kiedy obok nas zjawiła się kelnerka.
Postawiła przed nami twa małe talerzyki z ciastem i do tego dwa kubki gorącej czekolady. Luke puścił jej oczko, na co ta nerwowo się uśmiechnęła. Przewróciłam oczami.
- Możesz kontynuować?
- Nie wiedziałem, że jesteś aż taka zaborcza. - zaśmiał się.
- Kontynuuj. - skinął głową.
- Po jej wyprowadzce próbowaliśmy się z nią jakoś skontaktować. Najbardziej było mi szkoda Ashtona. Nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Kiedy ją w końcu znalazł i próbował jakoś wyjaśnić jej zniknięcie, ona zagroziła mu, że jeżeli będzie dalej próbował się z nią kontaktować, to oskarży go o gwałt.
Kiedy usłyszałam ostatnie słowo, łyżeczka wypadła spomiędzy moich palców. Wlepiłam swój wzrok w blondyna, nie dając wiary jego słowom.
- Co takiego? O gwałt? - skinął głową.
- Ashton załamał się. Przestał się starać, jednak to jeszcze bardziej go przytłoczyło. On naprawdę ją kochał, a ona zachowała się jak podła i zimna suka. - warknął, biorąc łyk napoju.
- Nie mogę w to uwierzyć. - szepnęłam. - Dlatego ją uderzył. Dlatego się tak zachowywaliście. Tu nie chodziło o samą ucieczkę. Tu chodziło o jej zachowanie wobec Ashtona.
- Nas mogła traktować jak chciała, ale nie jego. To on zawsze był przy niej. Kiedy zmarła Aleisha, troszczył się o nią, opiekował. Na koniec dostał takie coś w zamian. Sama teraz widzisz, dlaczego nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
- Teraz już wiem. Ale nie chcesz tego jakoś zakończyć? Nie brakuje ci jej?
- Nie. Nigdy już jej nie zaufam. Nie wiem jak chłopaki, ale ja nigdy nie będę jej przyjacielem. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
Później już nie rozmawialiśmy o ich nieudanej przyjaźni. Przeszliśmy na luźniejsze tematy.
- Serio chcesz mi powiedzieć, że jakiś koleś cię zaczepił, a ty mu sprzedałaś liścia? - parsknął śmiechem, biorąc łyk czekolady.
- Nie moja wina, że gnojek się zapomniał.
- Po alkoholu jesteś bardzo odważna. - przewróciłam oczami.
- Myślisz, że bez piwa bym mu nie przywaliła?
- Myślę, że zastanawiałabyś się nad tym z jakieś pół godziny.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja myślę nad swoimi czynami.
- Dlatego przyszłaś się narąbać do jakiegoś byle jakiego klubu. - uniósł brwi.
- Daj spokój. Było warto. Szkoda, że nie widziałeś miny barmana. - parsknęłam śmiechem, przypominając sobie jego zszokowaną twarz.
- Teraz zaczynam żałować, że mnie tam nie było. Na pewno by na samym liściu się nie skończyło.
- Jakiś ty szlachetny. - parsknęłam, upijając łyk.
- Pijana jesteś nieznośna.
- Ty na ogół jesteś nieznośny.
- Ale jakoś to ci nie przeszkadza ze mną spędzać czas? - uniósł dwuznacznie brew.
- Chciałbyś.
- Nie kochanie. To ty chciałabyś. - szepnął, zatapiając usta w kubku.
Przełknęłam ślinę. Dlaczego on musi być taki pewny siebie?
Po dokończeniu deseru chłopak odprowadził mnie do domu. Podziękowałam mu za towarzystwo i weszłam do środka. Pierwsze co zrobiłam, to zaparzyłam sobie herbaty. Wypiłam ją od razu, lekceważąc wysoką temperaturę i mój obolały język. Potem wzięłam długą kąpiel. Przebrałam się w piżamę i położyłam. Postanowiłam włączyć komórkę. Jutro w końcu musiałam pojawić się w pracy, chociaż nie chciałam się spotkać z Jessicą. Miałam kilka nieodebranych połączeń od brunetki i jedno od Joe. Postanowiłam jutro do niego zadzwonić. Byłam zbyt nieprzytomna, by z nim rozmawiać. Przed pójściem spać dostałam wiadomość
 
Przewróciłam oczami, długo nie czekając na sen. Po chwili słodko spałam, zapominając o wszystkim.






9.
Jak wam się podoba? Nie jest jakiś szczególnie pociągający i akcja też nie jest jakoś szczególnie napięta, ale chciałam wam nieco przybliżyć Asha i Jessicę. To jest przejściówka.
Dodaję go dziś, gdyż chciałam wam zrobić niespodziankę :) Wiem, że początek szkoły nie jest świetnym momentem na rozdział, ale chociaż może się trochę rozchmurzycie. Zostawiam wam go do ocenienia i do następnego :*

Obserwatorzy