czwartek, 27 sierpnia 2015

8. "Chciałam wam wszystko wyjaśnić"






Byłyśmy w trakcie podróży do miejsca, gdzie Jessica miała stoczyć walkę z przeszłością. Od ruszenia nie zamieniłyśmy ze sobą ani jednego słowa. Jedyne na co było nas stać to przelotne spojrzenia. Oparłam głowę o szybę, wpatrując się w drogę przede mną. Brunetka miała mocno zaciśnięte ręce na kierownicy. Widziałam po niej zdenerwowanie i lęk. Jednak nie było innego wyjścia. Po pół godzinie dojechałyśmy na miejsce.
- Jesteś pewna, że to tutaj? - spytałam zdziwiona?
- Tak.
Zaparkowała auto przed starymi magazynami, po czym wysiadłyśmy, kierując się do drzwi.
- To była nasza siedziba. Mam nadzieję, że dalej tutaj urzędują.
Chwyciła za klamkę, ciągnąc za nią. Weszłyśmy do środka, gdzie panowały egipskie ciemności. Chciałam wyciągnąć komórkę i zapalić latarkę, jednak mi zakazała.
- Możesz się natknąć na widoki, których nie chciałabyś widzieć.
Przełknęłam ślinę, chwytając za rękę brunetkę. Mocno ścisnęłam ją, czując się niepewnie. Szłyśmy w zupełnej ciemności, przesuwając się wolno do przodu. To bardziej przypominało szuranie o ziemię niż normalne chodzenie. W końcu dziewczyna stanęła, po czym pchnęła jakąś blachę. Do moich źrenic dotarło ostre światło. Przymknęłam oczy, kierując się cały czas za Jessicą.
- Nieźle się urządzili. - mruknęła.
W końcu mogłam swobodnie spojrzeć. Znajdowałyśmy się w jakimś pomieszczeniu, które niczym nie przypominało starych magazynów. Nowa, skórzana sofa na środku. Przed nią telewizor i szklany stół, a po bokach tego samego koloru co sofa fotele. Na podłodze był rozłożony czarny dywan. W kącie stała jeszcze duża szafa i mniejsza komoda. Jessica puściła mnie, podchodząc do szafy. Wyciągnęła z niej butelkę wina i dwa kieliszki.
- Nie mów, że będziesz piła. - przewróciła oczami.
- Na trzeźwo się nie da.
Nalała sobie do kieliszka trochę czerwonej cieczy, po czym zamoczyła w niej usta.
- Chcesz?
- Nie. - odparłam, rozglądając się po pokoju.
Na końcu niego były jeszcze jedne drzwi. Ładne ciemne drewno. Nagle się uchyliły i wyszedł z nich nienzajomy brunet.
- Kim ty jesteś? - zwrócił się najpierw do mnie, jednak potem przeniósł wzrok na przyjaciółkę.
- Cześć Calum. Ko pe lat? - zakpiła, mocząc dalej usta w winie.
- Jessica?
Podszedł bliżej, jakby nie wierzył własnym oczom.
- A kto? Duch? - zaśmiała się. - Dawno cię nie widziałam. Przyznam, że czas działa na twoją korzyść. - puściła mu oczko, na co ten się zmieszał.
- Co ty tutaj robisz? Kim ona jest? - wskazał na mnie.
- To jest moja przyjaciółka. Shelay. Shelay poznaj Caluma.
Chłopak podał mi rękę, którą od razu uścisnęłam.
- Teraz się już znamy, więc możesz mi powiedzieć, co wy tu do jasnej cholery robicie.
- Nie cieszysz się na widok starej znajomej? - prychnął.
- Jess proszę. - przewróciła oczami.
- Chciałam wam wszystko wyjaśnić. Wiesz, co mam na myśli.
- Doskonale wiem. - warknął. - I po tylu latach zjawiasz się i oczekujesz od nas wybaczenia?
- Nie, ale zrozumienia.- zaśmiał się.
- Calum, idioto gdzie ty jesteś?!
Odwróciłam się, napotykając zdezorientowaną twarz Michaela. Tym razem miał zielone włosy.
- Shelay co ty tutaj robisz?
- Cześć Mike.
Spojrzał na Jessicę, a jego twarz zbladła. Wyglądał co najmniej tak, jakby zobaczył ducha.
- Co ona tu robi? - zwrócił się do Caluma, na co ten wzruszył ramionami.
- Chciała pogadać.
- Pogadać? Teraz? Chyba już miała okazje. - parsknął, zabijając Jessicę wzrokiem.
- Chłopcy wiem, że nawaliłam, ale wysłuchajcie mnie.
- Nie. Już raz chcieliśmy z tobą rozmawiać.
- Michael proszę. Gdzie jest Luke? Gdzie Ashton?
- Jeśli myślisz, że po tym wszystkim spotkasz się z Ashtonem lub Luke'iem, to się grubo mylisz.
- Proszę was. Dajcie mi tylko dwie minuty.
- Nie. - warknął Calum. - A teraz jedźcie stąd i, żebym was tu więcej nie widział.
Jessica zrezygnowana spojrzała po twarzach swoich byłych przyjaciół, po czym odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Nie. Proszę wysłuchajcie jej. - zwróciłam się do chłopaków, błagalnym tonem. - Proszę.
Spojrzeli na siebie wymownie, po czym skinęli głowami.
- Dobrze, ale ty zostajesz. - zwrócił się do mnie Michael.
- Dobrze.
- Nie. Wcale nie. Shey idzie ze mną. - zaprotestowała.
- Albo sama idziesz albo w ogóle.
- Dasz sobie radę. Będę tu cały czas. - posłałam jej uśmiech, który niepewnie odwzajemniła. Wzięła głęboki oddech, po czym ruszyła za chłopcami. Ja w tym czasie usiadłam na sofie i w ciszy czekałam na jej powrót.
- Zamknijcie się!
Wstałam jak poparzona, kiedy po 10 minutach nagle ogromne drzwi otworzyły się z hukiem, a zaraz potem pojawił się zdenerwowany do granic możliwości Luke. Był w jakimś obłędzie. Zaczął demolować wszystko, co spotkał na swojej drodze. W końcu dostrzegł mnie, a nienawiść w jego oczach się pogłębiła. Po chwili znalazł się tuż przede mną. Pchnął mnie z całych sił, przez co upadłam na kanapę. Pochylił się nade mną.
- Dlaczego ją tu przyprowadziłaś? - wycedził przez zęby, chwytając za moje ramię.
Syknęłam z bólu, kiedy ucisk się pogłębił.
- Musicie jej wysłuchać. Wiem, że źle zrobiła, jednak żałuje tego.
Podniósł mnie za ramię, pchając na ścianę, przez co moje plecy mocno o nią uderzyły.
- Powiedz mi, kim ty kurwa jesteś, żeby kazać mi coś robić? - syknął.
- Luke wiem, że jej w tym momencie nienawidzisz, ale powinieneś dać jej szansę. Poczujesz się wtedy lepiej. - pisnęłam, kiedy uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojej głowy.
- Nic nie rozumiesz i lepiej, żeby tak  zostało. I lepiej dla ciebie będzie, jeśli przestaniesz się wpierdalać w czyjeś życie.
- To jest moja przyjaciółka. Podzieliła się ze mną swoim ciężarem. Teraz i ja noszę ten balast, więc to już jest moja sprawa.
- Nie bądź śmieszna. Jesteś nikim dla niej. Ciebie też zostawi prędzej, czy później. Też będzie się tak tłumaczyć. Fałszywa suka. - zakpił.
- Mówisz teraz o swojej przyjaciółce.
- Nie. Mówię teraz o obcej mi osobie.
W jego oczach panował mrok jak i ból. Chciałam mu pomóc, jednak nie wiedziałam jak.
- Luke proszę, wysłuchaj jej.
- Ze szmaty jedwabiu nie zrobisz. A jej nawet do wytarcia podłogi bym nie użył. - splunął.
Zacisnęłam dłonie w pięści, po czym odepchnęłam od siebie chłopaka. Pobiegłam tam, skąd wrócił. Z impetem otworzyłam drzwi, wpadając do środka.
- Jessica! - krzyknęłam i podbiegłam do dziewczyny.
Stał nad nią rozwścieczony chłopak, a ona trzymała się za policzek, pochlipując cicho. Klęknęłam obok niej, widząc rozwaloną wargę.
- Dlaczego ją uderzyłeś? Nie miałeś takiego prawa! - krzyknęłam.
- Zasłużyła sobie na to dziwka. - spojrzał z nienawiścią na Jessicę.
Spojrzałam na twarze Caluma i Michaela. Smutek i gorycz malowały się na nich.
- Nie mogę zrozumieć, jak kiedyś mogliście się przyjaźnić?! Ludzie popełniają błędy, ale trzeba umieć je wybaczyć. - prychnął.
- Nawet po tym co zrobiła, jej bronisz?
- Może ucieczka nie jest najlepszym wyjściem, ale przyznanie się do winy, to już jest krok naprzód.
- Czyli nie powiedziała ci wszystkie? - parsknął śmiechem, posyłając Jessice spojrzenie pełne pogardy. - No dalej Jess. Powiedz jej, co jeszcze zrobiłaś. Miałaś odwagę tu przyjść, a swojej przyjaciółeczce nie chcesz całej prawdy powiedzieć?
Spojrzałam zdezorientowana na przyjaciółkę. Miała spuszczoną głową, a z jej policzków i nosa dalej kapały łzy.
- O czym ty mówisz? - zwróciłam się do chłopaka.
- Niech ona ci powie. A teraz wynoście się i nigdy nie wracajcie! - krzyknął.
- Powiedz mi, co miałeś na myśli!
- Nie jestem taki cwany, by kopać leżącego.
Spojrzałam na jego twarz. Jej wyraz był obojętny. Nie mogłam zostać dłużej w tym miejscu. Chwyciłam brunetkę za dłoń, po czym opuściłyśmy magazyny. Po drodze minęłyśmy Luke'a, jednak minął nas bez żadnego słowa ani jednego spojrzenia. Usadowiłam Jessicę na miejscu pasażera, a sama siadłam za kierownicą.
- A co jeśli dostaniesz drugi mandat? - zaszlochała.
- To będziesz robić mi pranie przez miesiąc. - powiedziałam obojętnie, odpalając samochód.
Podróż powrotna odbyła się w ciszy. Byłam skupiona na drodze i własnych myślach. Co on miał na myśli, mówiąc o całej prawdzie. Dojechałyśmy pod dom dziewczyny. Zgasiłam silnik, odwracając się twarzą do niej.
- Możesz mi powiedzieć, co on miał na myśli?
Spuściła ponownie głowę, bawiąc się końcówkami swoich włosów.
- Jessica. - ponagliłam ją, jednak to nic nie dało.
Westchnęłam, wysiadając z auta. Podałam jej kluczyki i odeszłam bez słowa. Słyszałam jak wołała moje imię, jednak ja dalej szłam przed siebie. Po jakiś dwudziestu minutach dotarłam do supermarketu. Nawet nie wiem, jak się tam znalazła. Wzruszyłam ramionami, biorąc wózek. Skorzystałam z okazji i dokupiłam różne produkty, np. chleb czy mleko. Po zapłaceniu za towar, ruszyłam do domu. Moja komórka nie przestawała dzwonić, więc w końcu ją wyłączyłam.
"Tak będzie lepiej"
Kiedy byłam już w domu, rozpakowałam zakupy, po czym wzięłam się za porządki domowe. Musiałam czymś zająć myśli. Byłam w trakcie mycia podłóg, kiedy zauważyłam na wycieraczce kopertę zaadresowaną do mnie. Odgarnęłam włosy, biorąc ją do ręki. Otworzyłam ją.

 Słyszałaś, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Lepiej nie interesuj się nie swoimi sprawami, bo może się to dla ciebie źle skończyć. x

Zgniotłam list, po czym wyrzuciłam do kosza. Byłam wściekła. Nie wiedziałam, co dalej mam zrobić. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł. Wzięłam kurtkę i poszłam do najbliższego baru. Wiedziałam, że tym nie rozwiążę problemu, ale potrzebowałam alkoholu.





Przybywam z 8 rozdziałem!!!!
Chciałam wam trochę rozchmurzyć powrót do szkoły. Udało mi się to? Myślę, że tak. W zasadzie nie wiem, co mam napisać. :( nie mam dzisiaj weny na pisanie czegoś od siebie. Tak więc nie przymulając, miłego czytania i do następnego. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy