niedziela, 6 września 2015

10. "Przesyłka dla pani Shelaine Pattle"






Następnego dnia obudził mnie budzik. Jęknęłam, wyłaczając irytujące urządzenie. Zrzuciłam kołdrę na pościel, wstając.
- Cholera. - warknęłam, kiedy pulsujący ból przeszył moją głową. - Przecież tak nie pójdę.
Poprawiłam pościel na łóżku zbytnio się do tego nie przykładając. Wybrałam numer do swojego szefa, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po pierwszym sygnale odebrał.
- Tak słucham?
- Dzień dobry. Tutaj Shelaine Pattle. Czy mogłabym dzisiaj wziąć dzień wolnego? Chyba się przeziębiłam. - udałam, że kaszlę.
- Oczywiście. Nie chciałbym, żebyś pozarażała mi klientów. Weź sobie tydzień wolnego. Jessica przejmie twoje obowiązki.
Poczułam ukłucie w sercu, kiedy użył jej imienia. Byłam dalej na nią cholernie zła, ale to była w końcu moja przyjaciółka. Musiałam z nią porozmawiać.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Zdrowiej. Do widzenia.
- Do widzenia.
Rozłączyłam się, odkładając komórkę na biurko. Chociaż nie musiałam się w takim stanie pokazywać ludziom. Założyłam swój szlafrok, po czym poszłam do łazienki wykonać poranną toaletę. Założyłam swoje ulubione spodnie dresowe i luźny top. Włosy związałam w wysokiego kucyka. Zeszłam do kuchni zrobić jakieś śniadanie. Otworzyłam lodówkę, po czym wyciągnęłam z niej karton soku i serek wiejski. Nalałam sobie napoju do szklanki, idąc z posiłkiem do salonu. Usiadłam na fotelu, włączając telewizor. Niestety nie mogłam zjeść w spokoju, gdyż ktoś zapukał do drzwi. Westchnęłam, wstając z kanapy.
- Dzień dobry. Przesyłka dla pani Shelaine Pattle.
- To ja.
- Proszę tu podpisać.
Zrobiłam co kazał mi kurier, po czym odebrałam do niego paczkę. Nie wysiliłam się na uśmiech. Zamknęłam za mężczyzną drzwi, przyglądając się nadawcy. Joe Brown. Zmarszczyłam brwi, otwierając pakunek. Oczywiście był szczelnie zabezpieczony grubym kartonem, folią bąbelkową oraz styropianem. Kiedy uporałam się z zabezpieczeniami, brudząc tym samym cały salon, wyjęłam ładnie zapakowaną książkę i jeden bilet do teatru. Uśmiechnęłam się, widząc prezent. Na dnie była jeszcze mała karteczka. Wyciągnęłam ją, biorąc się za czytanie.

Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko mojej małej niespodziance? Próbowałem się skontaktować, jednak nie odbierałaś, a nie mieliśmy jeszcze okazji się lepiej poznać. Pewnie zastanawiasz się, skąd mam twój adres. Pozostawię to w tajemnicy. 
Wracając do prezentu. Chciałem cię zaprosić na spektakl, który odbędzie się jutro o 19.00. Byłoby mi miło, gdybyś mi towarzyszyła. Książka jest formą przekupstwa. Słyszałem, że lubisz z tej serii. 
P.S. Masz bardzo miłą przyjaciółkę ;)

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, kiedy dostrzegłam tytuł i autora książki. Była to "Ciernista róża" Charlotte Link mojej ulubionej pisarki. Postanowiłam bezzwłocznie zadzwonić do mężczyzny.
- Halo?
- Cześć Joe. Tutaj Shelay.
- Cześć Shelay. Jak mniemam paczka doszła?
- Tak. Wiesz, że nie musiałeś.
- Ale chciałem. Wiem, że teraz się uśmiechasz, a dla mnie twój uśmiech dużo znaczy.
- Oczywiście, że z tobą pójdę. Dziękuję ci za zaproszenie.
- To ja dziękuję, że się zgodziłaś. Przyjadę po ciebie o 18.00 zgoda?
- Dobrze. Do usłyszenia.
- Pa Shelay.
Rozłączył się. W tym momencie czułam się naprawdę szczęśliwa. To było miłe z jego strony. Nagle cień wątpliwości zasłonił moją radość.
"Przecież masz narzeczonego"
Usłyszałam głos w mojej głowie, który mi tego odradzał. Przygryzłam wargę. Z jednej strony wiedziałam, że to tylko nic nieznaczące wyjście, ale z drugiej strony czułam się, jakbym zdradzała Nicka. Wydęłam usta. Postanowiłam do niego napisać i zagłuszyć wyrzuty sumienia.


Odłożyłam komórkę, czując się na swój sposób lepiej. Wiem, że było to głupie, ale co ja mogłam na to poradzić. Dla mnie zdrada była czymś obrzydliwym. Nigdy nie podejrzewałam Nicka o to i chciałam, żeby on takze miał do mnie takie zaufanie, jakie ja mam do niego. Mijały minuty, a on nie odpisywał.
"Może jest w pracy"
To wytłumaczenie mnie trochę uspokoiło. Postanowiłam nie martwić się na zapas i wziąć się za coś. Wstawiłam pranie, umyłam naczynia i przebrałam pościel. Kiedy skończyłam była już 10.45. Przez ten czas zdążyłam zgłodnieć. Weszłam do kuchni w celu zrobienia sobie jakiś szybkich kanapek. Moim oczom ukazała się karteczka na stole. Od razu rozejrzałam się wokoło. Nagle całe bezpieczeństwo, jakie tutaj czułam prysnęło jak bańka mydlana. Przełknęłam ślinę, biorąc świstek w dłoń.

Lepiej uważaj na swojego nowego fagasa. Nie jestem tym, za kogo się podaje. Ostrzegam cię. x

Cały pokój zawirował mi przed oczami. Chciałam zadzwonić do Jessici, jednak była w pracy, a nie mogłam jej przeszkadzać. Założyłam na siebie kurtkę, po czym udałam się do osoby, która wtedy przyszła mi pierwsza do głowy. Poszłam do Luke'a. Zaczęłam walić z pięści w jasno brązowe drzwi. Słyszałam kroki po drugiej stronie i głośne "Zaraz". Drzwi się uchyliły, a w nich stanął Luke. Był obrany w czarną koszulkę bez rękawów z logo jakiegoś zespołu, czarne przetarte rurki i czarne vansy. Włosy jak zwykle były uniesione do góry, a w jego wardze spoczywał kolczyk.
- Shelay? - zapytał zszokowany.
- Musisz mi pomóc.
- W czym?
Wyciągnęłam z kieszeni karteczkę, podając mu ją. Chłopak chwycił ją i przeczytał.
- Pomożesz? - skinął głową, zapraszając mnie do środka.




Jest 10.
Czy ktoś jeszcze czyta moje ff? Pytam, bo się zmartwiłam liczbą wyświetleń. Wiem, że szkoła i brak czasu, ale staram się dodawać rozdziały systematycznie. Też sporo czasu na to tracę. Bo jednak pisanie to nie pikuś. Nie chcę po was jeździć. :/ to nie na tym polega. Ale chociaż komentarz, czy coś. To naprawdę motywuje, a tu cisza. I nie wiem, co sobie mam myśleć. :( Prosiłabym was o jakiś ślad. Do następnego xx

wtorek, 1 września 2015

9. Alkohol dobry na wszystko






- Poproszę jeszcze jedno piwo.
- Nie za dużo maleńka? Nie wyglądasz na taką, która ma mocną głowę. - spiorunowałam barmana wzrokiem.
- Ale to jest moja sprawa. Jeszcze jedno piwo. - syknęłam.
Mężczyzna westchnął, nalewając kolejną porcję alkoholu. Chwyciłam łapczywie kufel, biorąc potężny łyk. W przeciągu pół godziny wypiłam może z trzy takie kufle. Ten był czwarty. Już po pierwszym mnie mdliło, ale zignorowałam to.
- Cześć mała.
Odwróciłam głowę, kiedy usłyszałam jakiś nieznajomy głos tuż przy moim uchu. Moje brwi powędrowały ku górze.
- Mówiłeś do mnie? - wymamrotałam.
- No chyba nie do barmana. - zaśmiał się. - Co powiesz na dokończenie piwa u mnie?
- Śmieszny jesteś.
- Nie udawaj niedostępnej.
- Spierdalaj. - wysyczałam.
- Może trochę grzeczniej suko?
"Tego ci nie daruję"
Zamachnęłam się, uderzając go z całej siły w policzek. Chłopak przyłożył dłoń do zaczerwionego miejsca, po czym wlepił swój zszokowany wzrok we mnie.
- Może nie dupku?
Zeszłam chwiejnie z krzesełka obrotowego, mijając tego palanta. Słyszałam, jak zwyzywał mnie od najgorszych. Miałam do gdzieś. Cieszyłam się, że mu przyłożyłam. Może następnym razem będzie mieć większy szacunek do kobiet. Pchnęłam ciężkie drzwi, a zimne powietrze buchnęło mi w twarz. Założyłam na siebie kurtkę. Było już ciemno, a mój dom znajdował się kilka ulic dalej. Westchnęłam, narzucając na głowę kaptur. Po przejściu kilkunastu kilometrów poczułam dziwne uczucie. Jakby ktoś mnie śledził. Odwróciłam się, jednak nikogo nie zobaczyłam. Westchnęłam, gdyż te omamy mogły być spowodowane alkoholem. Szłam chwiejnym krokiem, co chwilę potykając się o własne nogi. W pewnym momencie wyraźnie usłyszałam czyjeś kroki za sobą. Spanikowałam i zaczęłam iść szybciej. Niestety ten ktoś z tyłu także. Rzuciłam się biegiem przed siebie. Nagle cały alkohol wyparował z moich żył. Gorzkie łzy wydostały się z moich oczu, przez co widziałam jak przez mgłę. Biegłam ile sił w nogach, jednak na zakręcie było ślisko i upadłam, uderzając całym swoim ciałem o ziemię. Syknęłam z bólu, kiedy moja głowa spotkała się z chodnikiem.
- Nie musiałaś uciekać.
Podniosłam wzrok, słysząc znajomy głos.
- Nie musiałeś się skradać. - jego usta wygięły się w uśmiech.
Podał mi rękę, którą od razu chwyciłam. Pomógł mi wstać, po czym później pomógł utrzymać równowagę. Dalej jeszcze czułam konsekwencje dużej dawki alkoholu, a upadek tylko pogorszył.
- Co ty tu robisz o tak późnej porze? - jego błękitne tęczówki wlepiły się w moje.
- Byłam opić dzisiejszy dzień. - sztucznie się uśmiechnęłam.
- Właśnie czuję. Ile ty wypiłaś?
- Jakieś cztery kufle piwa? - zagwizdał z podziwu.
- I jeszcze się trzymasz. Czapki z głów. - przewróciłam oczami.
- Dlaczego szedłeś za mną?
- Bo zauważyłem twoją pokraczną osobę? Chciałem cię dogonić, jednak ty postanowiłaś pobawić się w maratończyka i sama widzisz, jak się to skończyło. - zaśmiał się.
- Odwal się.
Urażona ruszyłam przed siebie. Po chwili obok mnie znalazł się Luke. Kątem oka zobaczyłam, że się śmieje.
- To nie jest śmieszne. - warknęłam.
- Jasne. Ty jesteś śmieszna.
- A ty irytujący i dziwny.
- Dziękuję. Przynajmniej nie jestem nudny.
- Nie jestem nudna! - krzyknęłam oburzona.
- Jesteś.
- Nie jestem.
- Jesteś. Tylko nudni ludzie chodzą się upijać.
- Myśl sobie, co chcesz.
- Dlaczego nie zostałaś z Jessicą? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Bo nie chciała powiedzieć mi prawdy.
- Czyli jakim była tchórzem, takim jest. - mruknął do siebie.
- Możesz w takim razie ty mi powiedzieć?
- To długa historia.
- Mam czas. - parsknął śmiechem.
- Dobra, ale znajdźmy jakieś przyjemniejsze miejsce. Chodź.
Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w kierunku jakiegoś małego lokalu. Na szyldzie było napisane "Najlepsza cukiernia w Londynie". Usiedliśmy na końcu sali przy oknie. Luke poszedł nam zamówić jakiś deser. Po chwili wrócił i usiadł naprzeciw mnie.
- Co zamówiłeś?
- Nie chcesz usłyszeć prawdy?
- Chcę, ale też chcę wiedzieć, co zamówiłeś. - przewrócił oczami.
- Szarlotkę. Może być?
- Jasne, a teraz opowiadaj.
Oparłam brodę o rękę, wpatrując się w niego z udawaną uwagą.
- Zdążyła ci opowiedzieć, jak bez słowa zabrała dupę w kroki i nie dawała znaku życia. Sądząc po niej, pewnie nie powiedziała ci, że ona i Ash byli parą.
- Słucham? - otworzyłam szerzej oczy z niedowierzania.
- Wiedziałem. - prychnął. - Tak. Byli razem. Ash bardzo ją kochał. Myślałem, że ona też, ale widocznie się myliłem. - przerwał, kiedy obok nas zjawiła się kelnerka.
Postawiła przed nami twa małe talerzyki z ciastem i do tego dwa kubki gorącej czekolady. Luke puścił jej oczko, na co ta nerwowo się uśmiechnęła. Przewróciłam oczami.
- Możesz kontynuować?
- Nie wiedziałem, że jesteś aż taka zaborcza. - zaśmiał się.
- Kontynuuj. - skinął głową.
- Po jej wyprowadzce próbowaliśmy się z nią jakoś skontaktować. Najbardziej było mi szkoda Ashtona. Nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Kiedy ją w końcu znalazł i próbował jakoś wyjaśnić jej zniknięcie, ona zagroziła mu, że jeżeli będzie dalej próbował się z nią kontaktować, to oskarży go o gwałt.
Kiedy usłyszałam ostatnie słowo, łyżeczka wypadła spomiędzy moich palców. Wlepiłam swój wzrok w blondyna, nie dając wiary jego słowom.
- Co takiego? O gwałt? - skinął głową.
- Ashton załamał się. Przestał się starać, jednak to jeszcze bardziej go przytłoczyło. On naprawdę ją kochał, a ona zachowała się jak podła i zimna suka. - warknął, biorąc łyk napoju.
- Nie mogę w to uwierzyć. - szepnęłam. - Dlatego ją uderzył. Dlatego się tak zachowywaliście. Tu nie chodziło o samą ucieczkę. Tu chodziło o jej zachowanie wobec Ashtona.
- Nas mogła traktować jak chciała, ale nie jego. To on zawsze był przy niej. Kiedy zmarła Aleisha, troszczył się o nią, opiekował. Na koniec dostał takie coś w zamian. Sama teraz widzisz, dlaczego nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
- Teraz już wiem. Ale nie chcesz tego jakoś zakończyć? Nie brakuje ci jej?
- Nie. Nigdy już jej nie zaufam. Nie wiem jak chłopaki, ale ja nigdy nie będę jej przyjacielem. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
Później już nie rozmawialiśmy o ich nieudanej przyjaźni. Przeszliśmy na luźniejsze tematy.
- Serio chcesz mi powiedzieć, że jakiś koleś cię zaczepił, a ty mu sprzedałaś liścia? - parsknął śmiechem, biorąc łyk czekolady.
- Nie moja wina, że gnojek się zapomniał.
- Po alkoholu jesteś bardzo odważna. - przewróciłam oczami.
- Myślisz, że bez piwa bym mu nie przywaliła?
- Myślę, że zastanawiałabyś się nad tym z jakieś pół godziny.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja myślę nad swoimi czynami.
- Dlatego przyszłaś się narąbać do jakiegoś byle jakiego klubu. - uniósł brwi.
- Daj spokój. Było warto. Szkoda, że nie widziałeś miny barmana. - parsknęłam śmiechem, przypominając sobie jego zszokowaną twarz.
- Teraz zaczynam żałować, że mnie tam nie było. Na pewno by na samym liściu się nie skończyło.
- Jakiś ty szlachetny. - parsknęłam, upijając łyk.
- Pijana jesteś nieznośna.
- Ty na ogół jesteś nieznośny.
- Ale jakoś to ci nie przeszkadza ze mną spędzać czas? - uniósł dwuznacznie brew.
- Chciałbyś.
- Nie kochanie. To ty chciałabyś. - szepnął, zatapiając usta w kubku.
Przełknęłam ślinę. Dlaczego on musi być taki pewny siebie?
Po dokończeniu deseru chłopak odprowadził mnie do domu. Podziękowałam mu za towarzystwo i weszłam do środka. Pierwsze co zrobiłam, to zaparzyłam sobie herbaty. Wypiłam ją od razu, lekceważąc wysoką temperaturę i mój obolały język. Potem wzięłam długą kąpiel. Przebrałam się w piżamę i położyłam. Postanowiłam włączyć komórkę. Jutro w końcu musiałam pojawić się w pracy, chociaż nie chciałam się spotkać z Jessicą. Miałam kilka nieodebranych połączeń od brunetki i jedno od Joe. Postanowiłam jutro do niego zadzwonić. Byłam zbyt nieprzytomna, by z nim rozmawiać. Przed pójściem spać dostałam wiadomość
 
Przewróciłam oczami, długo nie czekając na sen. Po chwili słodko spałam, zapominając o wszystkim.






9.
Jak wam się podoba? Nie jest jakiś szczególnie pociągający i akcja też nie jest jakoś szczególnie napięta, ale chciałam wam nieco przybliżyć Asha i Jessicę. To jest przejściówka.
Dodaję go dziś, gdyż chciałam wam zrobić niespodziankę :) Wiem, że początek szkoły nie jest świetnym momentem na rozdział, ale chociaż może się trochę rozchmurzycie. Zostawiam wam go do ocenienia i do następnego :*

czwartek, 27 sierpnia 2015

8. "Chciałam wam wszystko wyjaśnić"






Byłyśmy w trakcie podróży do miejsca, gdzie Jessica miała stoczyć walkę z przeszłością. Od ruszenia nie zamieniłyśmy ze sobą ani jednego słowa. Jedyne na co było nas stać to przelotne spojrzenia. Oparłam głowę o szybę, wpatrując się w drogę przede mną. Brunetka miała mocno zaciśnięte ręce na kierownicy. Widziałam po niej zdenerwowanie i lęk. Jednak nie było innego wyjścia. Po pół godzinie dojechałyśmy na miejsce.
- Jesteś pewna, że to tutaj? - spytałam zdziwiona?
- Tak.
Zaparkowała auto przed starymi magazynami, po czym wysiadłyśmy, kierując się do drzwi.
- To była nasza siedziba. Mam nadzieję, że dalej tutaj urzędują.
Chwyciła za klamkę, ciągnąc za nią. Weszłyśmy do środka, gdzie panowały egipskie ciemności. Chciałam wyciągnąć komórkę i zapalić latarkę, jednak mi zakazała.
- Możesz się natknąć na widoki, których nie chciałabyś widzieć.
Przełknęłam ślinę, chwytając za rękę brunetkę. Mocno ścisnęłam ją, czując się niepewnie. Szłyśmy w zupełnej ciemności, przesuwając się wolno do przodu. To bardziej przypominało szuranie o ziemię niż normalne chodzenie. W końcu dziewczyna stanęła, po czym pchnęła jakąś blachę. Do moich źrenic dotarło ostre światło. Przymknęłam oczy, kierując się cały czas za Jessicą.
- Nieźle się urządzili. - mruknęła.
W końcu mogłam swobodnie spojrzeć. Znajdowałyśmy się w jakimś pomieszczeniu, które niczym nie przypominało starych magazynów. Nowa, skórzana sofa na środku. Przed nią telewizor i szklany stół, a po bokach tego samego koloru co sofa fotele. Na podłodze był rozłożony czarny dywan. W kącie stała jeszcze duża szafa i mniejsza komoda. Jessica puściła mnie, podchodząc do szafy. Wyciągnęła z niej butelkę wina i dwa kieliszki.
- Nie mów, że będziesz piła. - przewróciła oczami.
- Na trzeźwo się nie da.
Nalała sobie do kieliszka trochę czerwonej cieczy, po czym zamoczyła w niej usta.
- Chcesz?
- Nie. - odparłam, rozglądając się po pokoju.
Na końcu niego były jeszcze jedne drzwi. Ładne ciemne drewno. Nagle się uchyliły i wyszedł z nich nienzajomy brunet.
- Kim ty jesteś? - zwrócił się najpierw do mnie, jednak potem przeniósł wzrok na przyjaciółkę.
- Cześć Calum. Ko pe lat? - zakpiła, mocząc dalej usta w winie.
- Jessica?
Podszedł bliżej, jakby nie wierzył własnym oczom.
- A kto? Duch? - zaśmiała się. - Dawno cię nie widziałam. Przyznam, że czas działa na twoją korzyść. - puściła mu oczko, na co ten się zmieszał.
- Co ty tutaj robisz? Kim ona jest? - wskazał na mnie.
- To jest moja przyjaciółka. Shelay. Shelay poznaj Caluma.
Chłopak podał mi rękę, którą od razu uścisnęłam.
- Teraz się już znamy, więc możesz mi powiedzieć, co wy tu do jasnej cholery robicie.
- Nie cieszysz się na widok starej znajomej? - prychnął.
- Jess proszę. - przewróciła oczami.
- Chciałam wam wszystko wyjaśnić. Wiesz, co mam na myśli.
- Doskonale wiem. - warknął. - I po tylu latach zjawiasz się i oczekujesz od nas wybaczenia?
- Nie, ale zrozumienia.- zaśmiał się.
- Calum, idioto gdzie ty jesteś?!
Odwróciłam się, napotykając zdezorientowaną twarz Michaela. Tym razem miał zielone włosy.
- Shelay co ty tutaj robisz?
- Cześć Mike.
Spojrzał na Jessicę, a jego twarz zbladła. Wyglądał co najmniej tak, jakby zobaczył ducha.
- Co ona tu robi? - zwrócił się do Caluma, na co ten wzruszył ramionami.
- Chciała pogadać.
- Pogadać? Teraz? Chyba już miała okazje. - parsknął, zabijając Jessicę wzrokiem.
- Chłopcy wiem, że nawaliłam, ale wysłuchajcie mnie.
- Nie. Już raz chcieliśmy z tobą rozmawiać.
- Michael proszę. Gdzie jest Luke? Gdzie Ashton?
- Jeśli myślisz, że po tym wszystkim spotkasz się z Ashtonem lub Luke'iem, to się grubo mylisz.
- Proszę was. Dajcie mi tylko dwie minuty.
- Nie. - warknął Calum. - A teraz jedźcie stąd i, żebym was tu więcej nie widział.
Jessica zrezygnowana spojrzała po twarzach swoich byłych przyjaciół, po czym odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Nie. Proszę wysłuchajcie jej. - zwróciłam się do chłopaków, błagalnym tonem. - Proszę.
Spojrzeli na siebie wymownie, po czym skinęli głowami.
- Dobrze, ale ty zostajesz. - zwrócił się do mnie Michael.
- Dobrze.
- Nie. Wcale nie. Shey idzie ze mną. - zaprotestowała.
- Albo sama idziesz albo w ogóle.
- Dasz sobie radę. Będę tu cały czas. - posłałam jej uśmiech, który niepewnie odwzajemniła. Wzięła głęboki oddech, po czym ruszyła za chłopcami. Ja w tym czasie usiadłam na sofie i w ciszy czekałam na jej powrót.
- Zamknijcie się!
Wstałam jak poparzona, kiedy po 10 minutach nagle ogromne drzwi otworzyły się z hukiem, a zaraz potem pojawił się zdenerwowany do granic możliwości Luke. Był w jakimś obłędzie. Zaczął demolować wszystko, co spotkał na swojej drodze. W końcu dostrzegł mnie, a nienawiść w jego oczach się pogłębiła. Po chwili znalazł się tuż przede mną. Pchnął mnie z całych sił, przez co upadłam na kanapę. Pochylił się nade mną.
- Dlaczego ją tu przyprowadziłaś? - wycedził przez zęby, chwytając za moje ramię.
Syknęłam z bólu, kiedy ucisk się pogłębił.
- Musicie jej wysłuchać. Wiem, że źle zrobiła, jednak żałuje tego.
Podniósł mnie za ramię, pchając na ścianę, przez co moje plecy mocno o nią uderzyły.
- Powiedz mi, kim ty kurwa jesteś, żeby kazać mi coś robić? - syknął.
- Luke wiem, że jej w tym momencie nienawidzisz, ale powinieneś dać jej szansę. Poczujesz się wtedy lepiej. - pisnęłam, kiedy uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojej głowy.
- Nic nie rozumiesz i lepiej, żeby tak  zostało. I lepiej dla ciebie będzie, jeśli przestaniesz się wpierdalać w czyjeś życie.
- To jest moja przyjaciółka. Podzieliła się ze mną swoim ciężarem. Teraz i ja noszę ten balast, więc to już jest moja sprawa.
- Nie bądź śmieszna. Jesteś nikim dla niej. Ciebie też zostawi prędzej, czy później. Też będzie się tak tłumaczyć. Fałszywa suka. - zakpił.
- Mówisz teraz o swojej przyjaciółce.
- Nie. Mówię teraz o obcej mi osobie.
W jego oczach panował mrok jak i ból. Chciałam mu pomóc, jednak nie wiedziałam jak.
- Luke proszę, wysłuchaj jej.
- Ze szmaty jedwabiu nie zrobisz. A jej nawet do wytarcia podłogi bym nie użył. - splunął.
Zacisnęłam dłonie w pięści, po czym odepchnęłam od siebie chłopaka. Pobiegłam tam, skąd wrócił. Z impetem otworzyłam drzwi, wpadając do środka.
- Jessica! - krzyknęłam i podbiegłam do dziewczyny.
Stał nad nią rozwścieczony chłopak, a ona trzymała się za policzek, pochlipując cicho. Klęknęłam obok niej, widząc rozwaloną wargę.
- Dlaczego ją uderzyłeś? Nie miałeś takiego prawa! - krzyknęłam.
- Zasłużyła sobie na to dziwka. - spojrzał z nienawiścią na Jessicę.
Spojrzałam na twarze Caluma i Michaela. Smutek i gorycz malowały się na nich.
- Nie mogę zrozumieć, jak kiedyś mogliście się przyjaźnić?! Ludzie popełniają błędy, ale trzeba umieć je wybaczyć. - prychnął.
- Nawet po tym co zrobiła, jej bronisz?
- Może ucieczka nie jest najlepszym wyjściem, ale przyznanie się do winy, to już jest krok naprzód.
- Czyli nie powiedziała ci wszystkie? - parsknął śmiechem, posyłając Jessice spojrzenie pełne pogardy. - No dalej Jess. Powiedz jej, co jeszcze zrobiłaś. Miałaś odwagę tu przyjść, a swojej przyjaciółeczce nie chcesz całej prawdy powiedzieć?
Spojrzałam zdezorientowana na przyjaciółkę. Miała spuszczoną głową, a z jej policzków i nosa dalej kapały łzy.
- O czym ty mówisz? - zwróciłam się do chłopaka.
- Niech ona ci powie. A teraz wynoście się i nigdy nie wracajcie! - krzyknął.
- Powiedz mi, co miałeś na myśli!
- Nie jestem taki cwany, by kopać leżącego.
Spojrzałam na jego twarz. Jej wyraz był obojętny. Nie mogłam zostać dłużej w tym miejscu. Chwyciłam brunetkę za dłoń, po czym opuściłyśmy magazyny. Po drodze minęłyśmy Luke'a, jednak minął nas bez żadnego słowa ani jednego spojrzenia. Usadowiłam Jessicę na miejscu pasażera, a sama siadłam za kierownicą.
- A co jeśli dostaniesz drugi mandat? - zaszlochała.
- To będziesz robić mi pranie przez miesiąc. - powiedziałam obojętnie, odpalając samochód.
Podróż powrotna odbyła się w ciszy. Byłam skupiona na drodze i własnych myślach. Co on miał na myśli, mówiąc o całej prawdzie. Dojechałyśmy pod dom dziewczyny. Zgasiłam silnik, odwracając się twarzą do niej.
- Możesz mi powiedzieć, co on miał na myśli?
Spuściła ponownie głowę, bawiąc się końcówkami swoich włosów.
- Jessica. - ponagliłam ją, jednak to nic nie dało.
Westchnęłam, wysiadając z auta. Podałam jej kluczyki i odeszłam bez słowa. Słyszałam jak wołała moje imię, jednak ja dalej szłam przed siebie. Po jakiś dwudziestu minutach dotarłam do supermarketu. Nawet nie wiem, jak się tam znalazła. Wzruszyłam ramionami, biorąc wózek. Skorzystałam z okazji i dokupiłam różne produkty, np. chleb czy mleko. Po zapłaceniu za towar, ruszyłam do domu. Moja komórka nie przestawała dzwonić, więc w końcu ją wyłączyłam.
"Tak będzie lepiej"
Kiedy byłam już w domu, rozpakowałam zakupy, po czym wzięłam się za porządki domowe. Musiałam czymś zająć myśli. Byłam w trakcie mycia podłóg, kiedy zauważyłam na wycieraczce kopertę zaadresowaną do mnie. Odgarnęłam włosy, biorąc ją do ręki. Otworzyłam ją.

 Słyszałaś, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Lepiej nie interesuj się nie swoimi sprawami, bo może się to dla ciebie źle skończyć. x

Zgniotłam list, po czym wyrzuciłam do kosza. Byłam wściekła. Nie wiedziałam, co dalej mam zrobić. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł. Wzięłam kurtkę i poszłam do najbliższego baru. Wiedziałam, że tym nie rozwiążę problemu, ale potrzebowałam alkoholu.





Przybywam z 8 rozdziałem!!!!
Chciałam wam trochę rozchmurzyć powrót do szkoły. Udało mi się to? Myślę, że tak. W zasadzie nie wiem, co mam napisać. :( nie mam dzisiaj weny na pisanie czegoś od siebie. Tak więc nie przymulając, miłego czytania i do następnego. :)

niedziela, 23 sierpnia 2015

7. Sekret





Następnego dnia obudziłam się przez promienie słoneczne, które padały na moją twarz. Jęknęłam, przewracając się na drugi b0ok. Byłam potwornie zmęczona i jedyne o czym marzyłam, to powrót do krainy Morfeusza. Niestety nie było mi to dane, gdyż usłyszałam huk rozbijanego szkła.
- Kurwa. - mruknęłam, schodząc z łóżka.
Od razu tego pożałowała, gdyż moja głowa zaczęła niemiłosiernie pulsować. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie. Założyłam szlafrok i zeszłam do kuchni.
- Witaj śpiąca królewno.
Przywitała mnie radosnym uśmiechem Jessica, kładąc na dwa talerze po trzy tosty, które potem posmarowała dżemem. Byłam zaskoczona jej stanem. Nie wyglądała, jakby kilka godzin wcześniej upiła do nieprzytomności.
- Hej.
Usiadłam przy stole opierając brodę o rękę. Przede mną stała szklanka wypełniona sokiem jabłkowym. Bez pytania chwyciłam ją i wypiłam całą zawartość.
- Ej! To był mój sok. - wzruszyłam ramionami.
- Już nie.
Posłała mi zabójcze spojrzenie, kładąc przede mną talerz z posiłkiem. Zaczęłam jeść, jednak musiałam go przerwać.
- Jakim cudem wyglądasz tak znakomicie? - zaśmiała się.
- Kochanie ta praca tego wymaga. Wiesz, ile razy zdarzyła mi się impreza w środku tygodnia?
- Ale dlaczego ja wyglądam tak. - wskazałam dłonią na siebie. - Tylko po dwóch piwach?
- Słaba głowa? - uśmiechnęła się niewinnie, biorąc pierwszy kęs.
Nagle jej twarz zbladła, a ja już wiedziałam, co to oznacza.
- Leć. - skinęła głową, wbiegając do łazienki.
- I kto tu ma słabą głowę. - zaśmiałam się, kończąc swój posiłek.
Odstawiłam naczynia do zlewu, po czym poszłam zajrzeć do dziewczyny. Klęczała przed muszlą, podtrzymując swoje włosy w górze. Spuściła wodę, przemywając twarz i usta wodą. Wyglądała źle. Naprawdę źle.
- Idź zjedz, a ja pójdę do skrzynki po pocztę. - zarządziłam.
Poprawiła swoją koszulkę, wracając do kuchni. Ja natomiast poszłam na górę doprowadzić się do jako takiego stanu. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, umalowałam i ubrałam się w szarą bluzę wkładaną przez głowę i czarne przetarte rurki. Na stopy założyłam czarne conversy. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Gotowa wyszłam przed dom. Wyciągnęłam korespondencję ze skrzynki. Jedna koperta przykuła moją uwagę, gdyż jej nadawcą był tutejszy komisariat. Otworzyłam kopertę, wyciągając list.
- Mandat na 300 funtów?
Nagle świat przede mną zawirował. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
- Mandacik? Nie przestrzegamy prawa?
Odwróciłam się gwałtownie, napotykając roześmianego Luke'a.
- To nie jest śmieszne!
- To może nie, ale twoja zaczerwieniona twarz tak.
Dotknęłam swoich policzków, czując jak robią się coraz cieplejsze. Zacisnęłam szczękę, próbując się opanować.
- Ja nawet nie mam auta.
- A to - spojrzał na samochód przyjaciółki.
- To auto Jessici.
- Nie mów mi, że ona wczoraj prowadziła.
- Nie! Ja nas przywiozłam. - jego usta wygięły się w tajemniczy uśmiech.
- To teraz wiesz, skąd ten mandat.
- Ale przecież była noc.
- Zapamiętaj sobie. Tutaj ludzie nigdy nie śpią. - uśmiechnął się na odchodne, po czym zniknął za jakimś domem.
Westchnęłam zabierając listy, po czym wróciłam do domu. Coraz mniej mi się podobało to miejsce. Odłożyłam koperty na stolik znajdujący się na korytarzu, po czym poszłam do salonu, gdzie zastałam oglądającą telewizję Jessicę.
- Czujesz się lepiej? - skinęła głową, nie odwracając wzroku od telewizora. - Spotkałam Luke'a.
- Tak? I co?
- Nic. Dostałam mandat. - zaśmiała się, spoglądając na mnie,
- Serio? Przecież ty nie masz samochodu.
- Wiem. - opadłam obok niej na kanapę. - Powiedział, że ludzie tutaj nigdy nie śpią.
- No tak. Mogłam się domyślić. Pewnie nakablowała na ciebie jakaś stara jędza, która ma za dużo wolnego czasu. - parsknęła śmiechem, przełączając kanał.
- Mogłabyś mi coś o nim powiedzieć?
- Ale co konkretnie?
- No nie wiem. Kolegowaliście się chyba wcześniej. Opowiedz mi trochę o tym. - westchnęła.
- Nie wiem, czy jest o czym. Stare dzieje.
- Jessica proszę. Nie chcę być tą jedyną, która nic nie wie.
- Ale to przeszłość. Nie chcę do tego wracać.
- Proszę cię. - spojrzała się na mnie, przewracając oczami.
"Wygrałam"
- Dobrze. Niech ci będzie. - uśmiechnęłam się szeroko. - No więc Ja, Luke, Michael, Ashton, Calum, Aleisha i Naomi byliśmy kiedyś najlepszymi przyjaciółmi. Mieszkaliśmy w Perth.
- Kim są Aleisha, Naomi, Ashton i Calum?
- Poczekaj. Ashton, Calum i Michael to najlepsi przyjaciele Luke'a. Znali się jeszcze przed tym, jak ja ich poznałam. Aleisha była moją najlepszą przyjaciółką i dziewczyną Luke'a. Naomi była jej kuzynką, jednak nie mogłam jej nazwać przyjaciółką. Była dobrą koleżanką.
- Zaraz. Luke jakiego znam miał kiedyś dziewczynę? - szerzej otworzyłam oczy. - Jak mogła z nim wytrzymywać?
- Luke kiedyś był inny. Przed wypadkiem wszyscy byliśmy inni. - spuściła głowę.
- Jakim wypadkiem?
- Powiem ci, ale jak mi obiecasz, że nie skreślisz mnie potem.
- Nic nie obiecuję, bo nie wiem, co masz na myśli. Powiedz. - westchnęła.
- Była impreza. Wszyscy się świetnie bawiliśmy. Nagle Aleisha źle się poczuła i Luke miał ją odwieźć. Nie pił dużo. Może tylko jedno piwo, dlatego byłam spokojna o nich. Potem się dowiedziałam o wypadku. - schowała twarz w dłoniach. Widziałam, jak łzy spływają po nich. - Na drodze nagle pojawiła się rowerzystka. Nie miała żadnych odblasków ani niczego. Było ciemno i nie zauważył jej. Skręcił i uderzył w drzewo. Niestety największa siła uderzenia była po stronie Aleishy. Zabrali ją do szpitala. Od razu powiedzieli, że ma nikłe szanse. Widziałam, co się działo z Luke'iem. Następnego dnia rano Aleisha umarła. Jej serce stanęło. Tak jak nasze. - przerwała, wycierając oczy chusteczką, którą jej podałam.
- Dlaczego przestaliście się przyjaźnić?
- Naomi nie wybaczyła tego Luke'owi. Obwiniała go o śmierć swojej kuzynki, chociaż dobrze wiedziała, że to nie jego wina. Nie mieli szans. Wyprowadziła się z Australii do USA. Odcięła się od nas. Nie chciała mieć z nami nic wspólnego. Luke bardzo to przeżył. Na raz stracił ukochaną i przyjaciółkę.
- A ty?
- Ja też pewnego dnia odeszłam. Nie mogłam wytrzymać tego wszystkiego. Luke bardzo się zmienił. Kochał Aleishę, ale po jej śmierci stał się oschły i zimny dla wszystkich. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Mnie też było ciężko. Po prostu z dnia na dzień zerwałam kontakt. Wyprowadziłam się z Perth do Sydney. Chciałam zrobić to samo co Naomi. Odciąć się od przeszłości.
- Czekaj. - wstałam. - Chcesz mi powiedzieć, że zostawiłaś go wtedy, kiedy ciebie najbardziej potrzebował?
- Shelay nie mów tak. Nie wiesz, jak mi było ciężko z tym wszystkim.
- A pomyślałaś przez chwilę, jak ciężko jemu było? Zachowałaś się jak egoistka.
- Myślisz, że potem nie miałam wyrzutów? Chłopcy próbowali się ze mną skontaktować, jednak nie odbierałam, nie odpisywał. Wykreśliłam ich z życia. Myślałam, że tak będzie lepiej.
- Dla kogo? Dla niego? Dla nich? Nagle stracili trzy przyjaciółki z czego dwie przez ich samolubność. Nie mogę uwierzyć w to, że tak podle ich potraktowałaś.
Jessica także wstała, kręcąc głową. Skrzyżowałam ręce, czekając na jej wyjaśnienia.
- Łatwo jest ci oceniać. Nie przeżyłaś tego co ja. Nie wiesz, jakbyś się zachowała.
- Nie. - zaprotestowałam. - Ja nigdy bym nie zostawiła Blair choćby nie wiem co. Przyjaźń to dla mnie świętość. Czy mnie też byś zostawiła? Też byś uciekła?
- Jak możesz? Powiedziałam ci największy swój sekret, a ty teraz wykorzystujesz to przeciwko mnie? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami.
- On pewnie też tak myślał.
W jej oczach pojawił się ból i smutek. Jej dłonie zaczęły drżeć tak samo jak dolna warga. Była bliska płaczu.
- Proszę cię. Nie chcę jeszcze raz stracić przyjaciółki. - w jej oczach zabłysły łzy.
Mnie też było ciężko, ale nie potrafiłam zrozumieć Jessici. Nie mogłam przyznać jej racji.
- Nie stracisz mnie, jeśli w tym momencie naprawisz swój błąd.
- Co masz na myśli?
- Pojedziemy do nich i wyjaśnisz im wszystko. - zaczęła kręcić głową. - Jeśli tego nie zrobisz, nie będziesz miała czego u mnie szukać.
- Szantażujesz mnie?
- Czasem trzeba posunąć się do złych rzeczy, by uchylić drzwi dobrym.





Siódemeczka. I jak wam się podoba? Myślę, że jest całkiem dobry. Ale co ja będę go komentować. W końcu to wy powinnyście ocenić. Zostawiam go pod waszą obiektywną opinią. ;)
A tak oprócz tego chciałam wam życzyć miłego początku szkoły. Tak, wiem. Jak początek szkoły może być miły? Ale są pozytywy. Spotkacie się z koleżankami, kolegami. Zacznie się wspólne plotkowanie na korytarzach. Wspólne powroty do domu. Wspólna nauka. Nie będzie tak źle ;). Wierzę w was. Mam nadzieję, że podręczniki są już kupione XD. Jestem podła. Nie przedłużając, życzę miłego czytania. :*

środa, 19 sierpnia 2015

6. Impreza






Oparłam się plecami o zagłówek kanapy, jeszcze raz spogladając kątem oka na Luke'a. Siedzieliśmy obok siebie już dobre pół godziny i ani razu żadne z nas się nie odezwało. Chciałam jakoś przerwać ciszę, jednak coś mnie blokowało. Cicho westchnęłam, poprawiając swoje włosy.
- Przepraszam cię za Jessicę. - wypaliłam.
Chłopak odwrócił się do mnie, a jego brwi uniosły się.
- Serio? - pokiwałam głową. - W takim razie dzięki?
- Znaliście się już wcześniej?
"Shelay zamknij się!"
- Nie powinno cię to obchodzić. Ale tak. Niestety.
- Co masz na myśli, mówiąc niestety? - dopytywałam, chociaż chciałam przestać. Alkohol musiał tu zagrać swoją rolę.
- Z natury jesteś taka ciekawska, czy już po prostu się upiłaś? - parsknął, na co przewróciłam oczami.
- A ty z natury jesteś takim chamem, czy to jest twój sposób na podryw.
Zamknęłam oczy, nie mogąc uwierzyć, że to powiedziałam. Nigdy nie byłam osobą szukającą kłótni, a teraz po prostu nie mogłam się zamknąć. Kolejne słowa wydobywały się z moich ust, a ja już po chwili ich żałowałam.
- Co ty powiedziałaś? - warknął, przybliżając się do mnie. Zauważył mój strach, bo szyderczy uśmiech wkradł się na jego twarz. - Jesteś mocna tylko w gębie. Widać, że Jessice gust się nie zmienił.
- Obrażasz teraz moją przyjaciółkę. - wzruszył ramionami.
- Wiesz, ile mnie to obchodzi? Tyle, co twoja osoba. Nic.
Przygryzłam dolną wargę, czując jak krew buzuje w moich żyłach. Nie chciałam kontynuować dalej tej "rozmowy". Miałam go dość. Dlaczego on mnie tak nie trawił?
- Siema stary!
Podniosłam wzrok, kiedy usłyszałam obok siebie głos jakiegoś chłopaka. Nieznajomy podszedł do Luke'a, witając się z najprawdopodobniej przyjacielem.
- Cześć Mike!
Blondyn nagle ożył, widząc chłopaka, który miał bardzo odważny kolor włosów. Fioletowy. Nagle wzrok chłopaka spoczął na mnie, uważnie lustrując moją osobę.
- Nie wiedziałem, że przeszkodziłem. - skinął głową w moim kierunku.
Luke obejrzał się za siebie, posyłając mi chłodne spojrzenie.
- Nic nie przerywałeś.
- Jesteś pewien? Wiesz, jeśli chcesz ją bliżej poznać, to ja mogę iść poszukać Caluma. Poza tym całkiem niezła jest. - ostatnie zdanie powiedział ściszonym głosem, jednak i tak usłyszałam.
- Dzięki, ale wolę poznać inną. Taką, z którą bym się nie nudził. - oboje się zaśmiali.
Gwałtownie wstałam, poprawiając swoją sukienkę. Przeszłam obok blondyna, posyłając mu krótkie "pieprz się". Zdenerwowały mnie jego chamskie komentarze. I pomyśleć, że on i Jessica kiedyś się zadawali. Postanowiłam poszukać przyjaciółki i wrócić do domu. Jednak w ostatniej chwili zmieniłam plany, widząc jak Luke krzyczy na Michaela, a potem wychodzą na taras. Zaciekawiło mnie to i dlatego poszłam za nimi. Obiecałam sobie wtedy, że już nigdy nie tknę alkoholu. Wyszłam na zewnątrz, a chłodne powietrze obiło się o moje rozgrzane ciało. Potarłam ramionami w celu ogrzania ich.
- Ale o co się czepiasz?!
Upadłam na ziemie, chowając się za krzakami, kiedy usłyszałam podniesiony głos znajomego Luke'a.
- O co się kurwa czepiam? Może o to, że nie powiedziałeś mi, że będzie tu Jessica. Michael weź mnie nie osłabiaj.
- A skąd miałem wiedzieć? Nie jestem jakimś pieprzonym wróżbitą.
- Ale wiedziałeś, że laska organizująca tę imprezę jest jej znajomą. Mogłeś się domyślić. Czy ty naprawdę jesteś aż takim idiotą? - warknął Luke.
- Nie przeginaj, dobra? Przecież i tak z nią nie gadałeś.
- Wystarczy, że tu jest. A ty rusz następnym razem tym swoim kolorowym łbem. - warknął, po czym odszedł.
Wstrzymałam oddech, kiedy ruszył w moim kierunku. Na szczęście przeszedł obok, nie zauważając mnie. Wtedy wpadłam na pewien pomysł. Mało efektownie wstałam z zimnej ziemi, poprawiając sukienkę i ruszyłam w kierunku przyjaciela Luke'a. Chłopak zmarszczył brwi, kiedy mnie dostrzegł.
- Jesteś przyjacielem Luke'a?
- Zależy o co chodzi.
- Jestem Shelay. Przyjaciółką Jessici.
- I co z tego?
- Mógłbyś mi powiedzieć, co się stało między nią a Luke'iem? - parsknął śmiechem.
- Chyba sobie nie wyobrażasz, że zacznę ci się tu spowiadać. Nie twoja sprawa.
Wyciągnął z kieszeni papierosa, zapalając go.
- Proszę. - spojrzałam błagalnym wzrokiem na niego.
- Co chcesz wiedzieć? - westchnął.
- Najlepiej wszystko.
- Nie wiem, czy mogę ci powiedzieć. Luke mnie zabije.
- Luke nie musi się o tym dowiedzieć. - skinął głową, jednak potem przeniósł wzrok ponad moje ramię.
Jego twarz zbladła. Odwróciłam się, napotykając idącego w naszą stronę blondyna.
- O czym ty z nią kurwa gadasz? - warknął, spoglądając to na mnie, to na przyjaciela.
- Zapytała się mnie o papierosa. - posłałam mu zdziwione spojrzenie, jednak po chwili dotarło do mnie, że grał na zwłokę.
- Ty palisz? - blondyn zwrócił się do mnie.
- Jasne, więc masz papierosa?
- Miałem ostatniego. - skinęłam głową.
Wlepiłam swój wzrok w zdenerwowanego Luke'a. Jego klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała.
- Nie słyszałaś? Powiedział, że nie ma, więc spadaj.
Spojrzałam ostatni raz na Michaela, po czym wróciłam do domu. Wzrokiem szukałam Jessici. Miałam dość tej imprezy. W końcu dostrzegłam ją siedzącą na kolanach jakiegoś typka, który przy okazji obmacywał jej tyłek. Moja twarz wygięła się w grymas. Podeszłam do nich, chwytając dziewczynę za nadgarstek.
- Wracamy! - próbowałam przekrzyczeć muzykę, jednak to nie było takie proste.
Dziewczyna spojrzała się na mnie swoimi brązowymi oczami, śmiejąc się cały czas.
- Shey daj spokój. Bawimy się! - uniosła do góry pustą butelkę wódki.
- Nie. Wracamy do domu.
W końcu udało mi się ją ściągnąć z kolan tamtego chłopaka, co spotkało się z jego niezadowoleniem.
- Zazdrosna jesteś? Jeśli tak bardzo chcesz, mam jeszcze drugie kolano.
- Spierdalaj. - warknęłam.
Wzięłam pod ramię przyjaciółkę i chwiejnym krokiem dotarłyśmy do auta. Posadziłam dziewczynę na miejscu pasażera, zapinając ją pasami.
- Ja chcę prowadzić.
- Chyba żartujesz sobie. Nie jestem pewna, czy swoje imię pamiętasz. - na jej twarzy ukazał się grymas niezadowolenia.
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, cicho mnie wyzywając pod nosem. Zlekceważyłam jej zachowanie, gdyż wiedziała, że było spowodowane alkoholem. Na szczęście ja aż tak dużo nie wypiłam, więc mogłam nas dowieźć do domu.
- Sheeeey. - dziewczyna ziewnęła, przeciągając moje imię.
- Tak?
- Ale przecież ty nie masz prawka. - zachichotała.
- No i co z tego?
Odpaliłam auto i ruszyłam w stronę domu. Po 10 minutach spojrzałam na śpiącą brunetkę. Westchnęłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że będę musiała ją obudzić, czego nie chciałam. Podróż stosunkowo szybko minęła. Zaparkowałam auta na podjeździe, tyrpiąc brunetkę.
- Jessica wstawaj.
- Jeszcze pięć minut. - wymamrotała.
- Wstawaj. Pójdziesz spać u mnie.
Nagle ożywiona otworzyła oczy, spoglądając na mnie z podekscytowaniem.
- Babski wieczór?! - pisnęła, na co przewróciłam oczami.
- Nie.
- No weź. Sheeeey. - przewróciłam oczami z irytacji.
- Dobrze. - westchnęłam, jednak nie miałam zamiaru robić żadnego babskiego wieczoru.
Dziewczyna pisnęła z zachwytu, wysiadając szybko z auta. Zablokowałam go, naciskając przycisk od kluczyków i otworzyłam drzwi do domu. Pierwsze co zrobiłam, to zdjęłam buty, masując stopy. Poszłam do kuchni, gdzie napiłam się szklanki wody. Od razu poczułam się lepiej.
- Gdzie masz filmy?
- Jessica idę spać.
Odłożyłam pustą szklankę na blat, omijając zawiedzioną brunetkę.
- Obiecałaś!
- Idź spać.
Weszłam do swojej sypialni, gdzie przebrałam się w piżamy i położyłam. Nie miałam sił nawet na szybki prysznic. Po chwili straciłam kontakt z rzeczywistością i zasnęłam.






O to kolejny. Przyznam się, że nawet mi się podoba. Jestem ciekawa waszego zdania. Tak swoją drogą nieco mnie zmartwiła wasza aktywność. Nie to, że się czepiam, ale przy ostatnich rozdziałach naprawdę zasmuciła mnie ilość wyświetleń i komentarzy. Wiem, że to nie jest wasz żaden obowiązek tylko dobra wola, ale chociaż jakieś słowo, czy wam się podoba czy nie. Czy mam coś zmienić czy nie. Chcę, żeby wam się dobrze czytało to ff. A nie z przymusu lub litości. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia, to śmiało walcie. Prosto z mostu. Nie przeciągając, życzę wam miłego czytania i do następnego :*

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

ZWIASTUN!!!!











Chciałabym wszystkich gorąco zachęcić do obejrzenia zwiastuna, który został wykonany przez Lidię Żeromską z doliny zwiastunów. Dziękuję ci kochana za kawał świetnej roboty. :*


sobota, 15 sierpnia 2015

5. Nowa znajomość






- Dał ci swój numer? Ty to masz szczęście. Pracujesz tutaj tydzień i już masz powodzenie. Ja pracuję 3 lata i jedyne, co dostałam, to rachunek z pralni. - zaśmiałam się.
- Jessica nawet nie wiesz, jak mi było nieswojo. Ja mam w końcu narzeczonego. Przypominam ci. - machnęła ręką.
- Jeszcze nie wyszłaś za niego. Z resztą kawa to jeszcze nie zdrada. Uwierz mi.
- Ale ja i tak nie wiem, czy się wybiorę z nim na tę kawę. A jeśli jest to "tylko pretekst"?
- To jeszcze lepiej. Wpadłaś mu w oko i powinnaś to wykorzystać, póki kawałek żelastwa nie zdobi ci palca. Ja wiem, co mówię.
To podobało mi się w Jessice. Niczym się nie przejmowała i robiła to, co podpowiadało jej serce. Ja wręcz przeciwnie. Kierowałam się rozumem, chociaż wybór Whetstone musiał być kierowany przez serce.
- Pomyślę jeszcze, co zrobię.
- Ale nad czym tu myśleć? Wyciągasz komórkę i umawiasz się z gościem.
- No nie wiem.
- Wiem. Dzisiaj moja dobra znajoma organizuje imprezę. Domówkę, jeśli wolisz. Zaprosiła mnie, ale sama nie chcę tam iść i pomyślałam o tobie. Sama mówiłaś o tych ostatnich problemach, a impreza jest świetna na wszelkie problemy. Potańczymy, zabawimy się. Co ty na to? - chwilę myślałam.
- Jak ja dawno nie byłam na żadnej imprezie. Dobra. Przekonałaś mnie.
Podekscytowana rzuciła się na mnie i zamknęła w objęciach.
- Świetnie. Będę u ciebie o 20.00. Masz się odstroić. Jessica zawsze zaprasza niezłych kolesi. - skinęłam głową.
Przez resztę drogi do domu rozmyślałam nad tym, co ubiorę. Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi. Była 15.00, więc trochę czasu zostało. Na sam początek poszłam do garderoby, by wybrać jakąś kreację. Po długich poszukiwaniach w końcu znalazłam śliwkową sukienkę na ramiączkach, sięgającą do połowy ud. Dekolt jest jednak zbyt odsłonięty, jednak nie mam nic innego, w czym mogłabym iść. Powiesiłam sukienkę na wieszaku, by się nie pogniotła, a sama poszłam do łazienki, wziąć kąpiel. Po chwili relaksu wyszłam z mokrymi włosami z łazienki. Wysuszyłam je i wyprostowałam. Założyłam sukienkę. Była dość obcisła jak na mój gust. Wygładziłam jej dół, spoglądając w lustro. Według mnie wyglądałam naprawdę ładnie. Usiadłam przed toaletką i powoli robiłam kreski na powiekach. Wytuszowałam rzęsy i nałożyłam na usta szminkę w cielistym odcieniu. Na policzka naniosłam odrobinę różu. Poprawiłam jeszcze włosy i chwyciłam za komórkę. 19.07.
"Jak ten czas szybko minął".
Rozejrzałam się po pokoju w celu znalezienia torebki. Leżała zwinięta w kącie szafy. Podniosłam ją i wrzuciłam do niej komórkę i portfel. Zeszłam na dół i ubrałam buty. Jeszcze raz się przejrzałam w lustrze. Wtedy dostałam SMS-a


Odpisałam:

Po około dziesięciu minutach usłyszałam klakson. Wzięłam klucze i zamknęłam drzwi na dwa spusty. Wrzuciłam przedmiot do torebki, przerzucając ją przez ramię.
- Ślicznie wyglądasz. - uśmiechnęłam się.
- Ty również. Dlaczego jedziemy wcześniej?
Zapięłam pasy, patrząc, jak Jessica odjeżdża spod podjazdu.
- Dostałam informację, że imprezka zaczyna wcześniej. - kiwnęłam głową.
Podróż zajęła nam trzy kwadranse. Kiedy byłyśmy niedaleko słyszałam już muzykę dyskotekową, a czarne niebo nabrało koloru przez neonowe światła.
- Na bogato. - szepnęłam.
- Moja kumpela lubi wszystko z rozmachem. Sama widzisz. Wszystko musi być spektakularne.
Jessica zaparkowała auto przed domem. Otworzyłam drzwi i ujrzałam ogromny dom. Może nawet willę. Grupki ludzi kierowały się w tym samym kierunku co my.
- No chodź.
Tyrpnęła mnie zachęcająco ramieniem. Przełknęłam ślinę i ruszyłam tuż za nią. Otworzyła drzwi. Ciepłe powietrze buchnęło mi w twarz tak samo jak zapach alkoholu. Przedarłyśmy się do baru, gdzie zostałam poczęstowana jakimś drinkiem w czerwonym kubeczku.
- Na zdrowie.
Jessica uniosła swój kubek. Powtórzyłam jej gest. Słodka ciecz rozlała się po moim gardle delikatnie go paląc.
- Chodź potańczyć.
Chwyciła mnie za ramię, wyciągając na sam środek. Alkohol zaczął działać, bo poczułam się świetnie. Zaczęłam poruszać ciałem w rytm muzyki. Przymknęłam oczy, dając się ponieść muzyce.
- Świetna impreza. - krzyknęłam.
Otworzyłam oczy, kiedy nie usłyszałam komentarza Jessici. Nie było jej obok mnie. Rozejrzałam się i w końcu dostrzegłam jej sylwetkę tańczącą z jakimś chłopakiem. Wróciłam do baru po jeszcze jednego drinka, a później usiadłam na kanapie z tyłu salonu. Siedziałam tam może z dwadzieścia minut. W tym czasie kilka par się przysiadło do mnie. Oczywiście nikomu nie przeszkadzała moja obecność. W pewnych momentach musiałam się odsuwać. Zamknęłam oczy, oddychając ciężko. Poczułam jak ktoś siada obok mnie. Westchnęłam, gdyż byłam pewna, że to kolejna obmacująca się para. Kątem oka spojrzałam na swojego "sąsiada". Otworzyłam szerzej usta, kiedy rozpoznałam blondyna.
"Co on tu robi?"
Odwrócił się w moją stronę. Miał obojętną minę. Dziwny był z niego człowiek. Chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, jednak po chwili przerwałam go, czując się nieswojo.
- Cześć Luke. - krzyknęła Jessica.
Spojrzałam na niego, jednak jego twarz była pozbawiona emocji. Rozweselona brunetka podeszła do nas i usiadła między nami.
- Nie wiedziałam, że będziesz. Mogłeś wybrać się z nami. - spojrzał się na nią kpiąco.
- Nie dzięki.
Rzuciłam dziewczynie pytające spojrzenie.
- Znasz go? - szepnęłam.
Skinęła głową. Opadłam plecami na siedzenie, obserwując go bacznie.
- Znasz już Shelay? - spojrzał się na mnie.
- Teraz już tak.
Zakryłam twarz dłońmi. Czasem chciałam nawrzeszczeć na Jessicę za jej bezpośredniość. Musiała wyczuć napięcie, gdyż wstała, zostawiając nas samych.
- Pójdę zatańczyć.
Znowu zostałam sam na sam z Luke'iem. Teraz przynajmniej wiedziałam, jak ma na imię.







A o to rozdział 5. W końcu pojawił się Luke i jest impreza, a doskonale wiem, że te dwie rzeczy bardzo lubicie. Z poprzednim rozdziałem trochę zawaliłam, ale ten za to jest jakby wprowadzeniem/ przedsmakiem kolejnego. Chyba wiecie, co mam na myśli XD. Tak czy siak zapraszam do czytania i komentowania. :)

środa, 12 sierpnia 2015

4 Bezsenność






Niekontrolowany krzyk wydobył się z moich ust. Byłam cała spocona, włosy lepiły się do czoła tak samo jak koszula nocna do ciała. Przetarłam twarz drżącą ręką, po czym usiadłam w siadzie skrzyżnym. Miałam koszmar, który był bardzo realistyczny. Widziałam siebie siedzącą w salonie, podeszłam do okna, by otworzyć okno. Nagle usłyszałam za sobą skrzypienie podłogi. Odwróciłam się i tylko mignęła mi przed oczami twarz tego chłopaka. W dłoni trzymał kamień, którym po chwili uderzył mnie w głowę. Krew była wszędzie, a ja czułam potworny ból. Wstałam z łóżka, nerwowo krążąc po pokoju.
"Ja zwariuję przez to miejsce"
Miałam ochotę zadzwonić do Nicka i powiedzieć mu o wszystkim. Przez chwilę biłam się z myślami, czy powinnam jednak do kogoś zadzwonić, jednak po uspokojeniu nerwów, postanowiłam odpuścić. W końcu to tylko zły sen. Zeszłam na dół do kuchni, by zaparzyć herbatę ziołową. Założyłam szlafrok i czekałam aż woda się zagotuje. Wrzuciłam do kubka dwie saszetki melisy i zalałam wrzątkiem. Przykryłam małym talerzykiem i czekałam. Na chwilę poszłam do sypialni, kiedy zauważyłam, że ekran komórki się świeci. Chwyciłam ją w dłoń i odczytałam SMS-a.


Odpisałam:

Nic więcej ten ktoś nie napisał. Czułam się wykończona, przestraszona i stłamszona. Nie tak wyobrażałam sobie mieszkanie tutaj, Wypiłam herbatę i położyłam się z powrotem. Wybrałam numer Nicka, jednak nie odbierał. Spróbowałam jeszcze raz, ale także nie udało mi się dodzwonić. Zamknęłam oczy i czekałam aż usnę.


                                                                                      ***


Rano obudził mnie budzik. Tego dnia miałam otworzyć restaurację, więc musiałam być wcześniej. Lokal był otwierany dla klientów o 09.00, ale personel musiał być już o 08.00. Leniwie zeszłam z łóżka i poszłam do łazienki wykonać poranną toaletę. Wcześniej przygotowałam sobie swój strój roboczy, który składał się z białej koszuli i czarnej spódnicy do kolan. Gotowa zeszłam do kuchni na śniadanie. Zwykle w kuchni już krzątała się mama, robiąc naleśniki, jajecznicę albo jajka na bekonie. Tata siedział z gazetą w rękach i popijał kawę. Potem słyszałam "Witaj skarbie" i stos naleśników lądował przede mną na stole. Brakowało mi tej beztroski. Zrezygnowana otworzyłam lodówkę i zajrzałam do środka. Wyciągnęłam mleko a z szafki miskę i płatki kukurydziane. Nasypałam płatków do miski, zalałam mlekiem i usiadłam przy stole. W ciszy jadłam posiłek, nasłuchując swój oddech. Po skończeniu odłożyłam naczynie do zmywarki i prędko wyszłam z domu, zamykając drzwi na dwa spusty, co było już rutyną. Przeszłam obok dwóch starszych panów, którzy siedzieli na ławce. Usłyszałam kilka komentarzy na swój temat, jednak puściłam je w niepamięć. Po chwili znajdowałam się na przystanku, pod który akurat podjechał autobus. Po pół godzinie byłam przed drzwiami do restauracji.
- Cześć Shelay. - pomachała mi moja koleżanka z pracy Jessica.
- Cześć.
Jessica pracowała tutaj już trzy lata. Też przeprowadziła się do Whetstone tyle, że z Liverpoolu. Na początku była podobnie traktowana jak ja, ale nie dała się im zastraszyć. Jessica z pozoru drobna brunetka, jednak była bardzo silna.
- Dzisiaj ma szef przyjechać z kontrolą.
- Czy on pochodzi z Whetstone? - skinęła głową. - Czyli jestem już martwa.
- Nie martw się. Szef jest całkiem normalny. Normalniejszy od całej reszty. - uśmiechnęła się słabo, dodając mi otuchy.
- Mam nadzieję.
Poszłam na zaplecze, by przebrać się w uniform, czyli biała koszula z kołnierzykiem i czarna spódnica do kolan. Związałam włosy w wysokiego kucyka. Szef bardzo przestrzegał wszelkich norm. Wszyscy mieli wyglądać schludnie i elegancko. Nie było mowy o rozpiętych włosach albo koszuli niedopiętej. Wszystko musiało być perfekcyjne. Wraz z Jessicą przygotowałyśmy restaurację. Umyłyśmy stoły, pozamiatałyśmy, wytarłyśmy z kurzu wszystkie figurki i lampki. Na koniec przyniosłyśmy nowe kwiaty. Zegar wybił 09.00 i już zaczęli się schodzić klienci. Starałam się ich obsługiwać z taką samą elegancją, z jaką robiła to Jessica. Podeszłam do stolika, przy którym siedział naprawdę przystojny mężczyzna wyglądający, jakby wyszedł przed chwilą z jakiegoś ważnego zebrania.
- Czy mogę już zabrać zamówienie? - odłożył menu przed siebie i spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając.
- A co pani by mi poleciła?
- Jeśli chodzi o śniadanie, to naszą specjalnością są jajka po benedyktyńsku na chrupiącym toście podane z sosem holenderskim.
- Brzmi świetnie, więc poproszę. I jeszcze espresso. Bez cukru.
Podał mi menu, szarmancko się uśmiechając. Miałam nie lada wyzwanie zachować pełen profesjonalizm.
- Pana zamówienie powinno być gotowe za około 10 minut.
Odwzajemniłam uśmiech i szybko udałam się kuchni, by podać zamówienie.
- Ben raz jajka po benedyktyńsku na toście z sosem holenderskim. - kucharz skinął głową.
Wyszłam z kuchni, by zrobić kawę, kiedy spostrzegłam kątem oka, jak mężczyzna patrzy w moim kierunku. Odetchnęłam głęboko, skupiając się na kawie.
- Niezłego masz klienta. Szkoda, że ja go wcześniej nie zobaczyłam.
Spojrzałam na Jessicę, która wychodziła właśnie z kuchni z czyimś zamówieniem. Ale miała racje. Kiedy kawa się zaparzyła, położyłam kubek na tacy i podeszłam do stolika.
- Pańska kawa.
- Dziękuję. Cieszę się, że zdecydowałem się tutaj przyjść. Gdybym poszedł gdzie indziej, z pewnością nie byłbym obsługiwany przez tak wyjątkowo piękną kobietę. - czułam jak się rumienię.
- Dziękuję. Pańskie zamówienie za chwilę będzie gotowe.
- Proszę, nie mów do mnie "pan". Jestem Joe. - wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja zmieszana nie wiedziałam co zrobić.
- Shelay. - odwzajemniłam uścisk.
- Piękne imię tak jak właścicielka. Shelay może wybralibyśmy się w któryś dzień na kawę? Znam świetną kawiarnię w Londynie?
- Z miłą chęcią, jednak najbliższe dni będę miała zajęte.
Joe wyciągnął z kieszeni od garnituru mały notesik i długopis. Zapisał na nim jakiś numer i podał mi kartkę.
- To jest mój numer. Mam nadzieję, że zadzwonisz.
Przyglądałam się przez dłuższy czas kartce, kiedy zauważyłam, że mężczyzna się szykuje do wyjścia.
- Przepraszam a pańs.... twoje zamówienie?
- To był tylko pretekst.
Skinął głową i wyszedł, zostawiając na stole gotówkę. Po przeliczeniu stwierdziłam, że jest to o wiele więcej niż miał do zapłaty. Zabrałam filiżankę i poszłam na kuchnię, odwołać zamówienie.






Ten rozdział mi się nie udał. :( Zawaliłam, ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu. Ugh. Mogę wam tylko obiecać, że z każdym kolejnym rozdziałem będzie się częściej pojawiał Luke. Bo chyba na niego najbardziej czekacie ;) Przepraszam was za ten rozdział. Nie bądźcie na mnie długo złe.

sobota, 8 sierpnia 2015

3. Shelay rozpoczyna pracę.







Mój pierwszy dzień w pracy mogę zaliczyć do udanych. Obsłużyłam większość osób, którzy byli przeciwieństwem moich "sąsiadów". Mili, przyjaźnie nastawieni i ufni. Nawet mogłam liczyć na napiwki. Pełna dumy zamykałam drzwi od restauracji, kiedy poczułam nagły powiew wiatru. Obejrzałam się za siebie, jednak nikogo nie było.
"To już się robi chore"
Szybko podążyłam w kierunku przystanka autobusowego. Przez cały ten czas czułam na sobie czyiś wzrok, chociaż nikogo nie było w pobliżu. Po około 15 minutach autobus przyjechał. Usiadłam z tyłu, a naprzeciw mnie mój "znajomy nieznajomy". Był ubrany w czarną bluzę z kapturem, biały T-shirt i czarne rurki z dziurami na kolanach. Włosy jak zwykle były zaczesane do góry.
- Śledzisz mnie? - wlepiłam w jego twarz swój gniewny wzrok.
- Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty, tylko włóczenie się za jakąś. - przerwał, spoglądając mi w oczy. Jego usta wygięły się w niebezpieczny uśmiech.
- To już się nazywa mobbing.
- Uważaj, żebym cię nie zgwałcił i nie zamordował.
Przestraszyłam się, kiedy tak swobodnie i chłodno o tym wspomniał. Wyglądał, jakby nie żartował.
- Jesteś nienormalny, jak ci wszyscy w tej dzielnicy.
Chciałam wstać, kiedy złapał mnie za ramię, zmuszając tym do powrócenia na miejsce.
- Nigdy więcej nie porównuj mnie do nich. - wysyczał.
Przełknęłam ślinę i ze strachem, czekałam na jego reakcję. Kiedy autobus się zatrzymał, chłopak wysiadł, chociaż do Whetstone zostało jeszcze 15 minut.
"Mam dość"
Oparłam się o siedzenie i próbowałam wyrównać oddech. W jego oczach zobaczyłam to samo, co u większości mieszkańców Whetstone. Niepohamowaną nienawiść. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy przypomniałam sobie jego słowa, jego wściekłe spojrzenie. Jego niebezpieczny uśmiech. Chciałam, aby w tym momencie był przy mnie Nick. Czułam się przy nim bezpieczna. Wysiadłam na swoim przystanku i czym prędzej pobiegłam do domu. Przeszukiwałam swoją torebkę, by znaleźć klucze.
- Cholera.
Nigdzie ich nie było. Na chwilę przerwałam, by odetchnąć głęboko. Otworzyłam boczną kieszeń, do której schowałam rano klucze. W duchu ucieszyłam się i szybko przekręciłam nimi dwa razy, otwierając drzwi. Zapaliłam światło, zostawiając w hallu płaszcz, buty i torebkę. Zamknęłam za sobą drzwi na dwa spusty i poszłam do kuchni zrobić sobie kolację. Zapaliłam lampkę nad blatem i wyjęłam z lodówki szynkę, ser i pomidor. Wyciągnęłam dwie kromki chleba tostowego, po czym włożyłam je do tostera. W między czasie poszłam się przebrać w starą bluzę i leginsy. Zeszłam z powrotem na dół i dokończyłam szykować kolację. Zabrałam talerz z jedzeniem i poszłam do salonu.
- Co u licha?!
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Szyba, którą rozbili mi kamieniem trzy dni temu było wymieniona. Podeszłam do okna i pogładziłam szkło palcem.
"Tylko spokojnie. Najpierw ktoś mi rozbija szybę, a potem ją wymienia. Normalne"
Potarłam czoło dłonią i pomimo późnej pory zadzwoniłam do szklarza i anulowałam swoje zamówienie.
- Mogła pani chociaż do rana poczekać, a nie w w nocy wydzwaniać. Ludzie teraz myślą, że im wszystko wolno.
- Przepraszam pana bardzo.
Rozłączyłam się, odkładając telefon na stół.
"Może kogoś ruszyło sumienie?"
W tamtej chwili miałam więcej pytań niż odpowiedzi, a to był dopiero niecały tydzień mojego pomieszkiwania tutaj. Dokończyłam kolację i poszłam do sypialni. Przed pójściem spać wysłałam jeszcze SMS-a Nickowi.

Nie dostałam wiadomości zwrotnej, co mnie zdziwiło.
"Przecież on nigdy nie chodził spać przed 01.00 w nocy"
Postanowiłam już tego nie roztrząsać tylko pójść spać i zapomnieć o problemach.
Kiedy już zasypiałam usłyszałam dzwonek SMS-a
"A jednak"
Uśmiechnięta otworzyłam wiadomość, która nie była od Nicka:

Przełknęłam ślinę. Chciałam się dowiedzieć, kto jest na tyle nienormalny. Usnęłam, chociaż czułam, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
"Muszę się wyprowadzić."






3 rozdział!
Na wstępie dziękuję za komentarze!!!!!! :*** Kocham was, kocham was i jeszcze raz kocham was. Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział i nikogo nie rozczarowałam nim. Ostatnie czego bym teraz chciała, to kogoś zawieźć. Jak widzicie same, staram się dodawać regularnie rozdziały. Mam jeszcze cały miesiąc, by pokazać wam mój pomysł. Jestem jedynie zmartwiona tym, że to OSTATNI miesiąc "wolności". Jak wrócimy do szkoły, pewnie się trochę pogubię z rozdziałam, ale myślę, że to będzie kwestia dnia lub dwóch. Teraz piszę rozdziały "na zaś", więc na początku powinno być wszystko Ok. Dobrze, to może ja już skończę, bo pewnie większość z was nie wytrzyma mojego gadulstwa. :) Pozdrawiam was!

niedziela, 2 sierpnia 2015

2. Nieznajomy






Rano obudziłam się wyspana i wypoczęta. Zapomniałam już o tym dziwnym zajściu ubiegłego wieczoru. Przeciągnęłam się i energicznie wstałam z łóżka. Spięłam swoje długie, brązowe włosy w niechlujnego koka, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się, umyłam zęby i zeszłam do kuchni na śniadanie.
- Cześć mam... - nagle uprzytomniałam. Kompletnie zapomniałam o swojej wyprowadzce z Yersey. Przykro mi się zrobiło, kiedy uświadomiłam sobie, że przez najbliższe pół roku będę budzić się sama, jeść sama, zasypiać sama i mieszkać sama. Wydęłam wargi, biorąc swoją torebkę. Będę musiała śniadanie zjeść na mieście, a potem zrobić zakupy. Wyszłam na zewnątrz i dwa razy przekręciłam klucz. Promienie słoneczne padały na moją twarz, relaksując ją. Zauważyłam dwie idące w moim kierunku kobiety. Postanowiłam się przywitać.
- Dzień dobry. Jestem Shelaine Pattle i jestem nową sąsiadką. - chłodne spojrzenia kobiet wywołały na moich plecach ciarki.
- Nie interesuje nas, jak się nazywasz. I tak długo tu nie pomieszkasz.
- Dom jest piękny tak samo jak okolica, zatem nie mam zamiaru się wyprowadzać przedwcześnie.
- Nie masz co się rozpakowywać. - kończąc tym zdaniem naszą "rozmowę", odeszły. Stałam jak słup soli i przetwarzałam raz jeszcze ich słowa. Mogłabym znieść ich słowa, ale nienawiść, jaką widziałam w ich oczach, przeraziła mnie. Otrząsnęłam się, kierując do pobliskiego baru. Minęłam chłopaka, który z postury wydał mi się znajomy.
"Czy to nie ten facet, który wtedy mnie obserwował?"
Potrząsnęłam głową, mając nadzieję, że te niedorzeczne myśli uciekły. Odwróciłam się za blondynem i faktycznie to mógł być on.
- Dziwne miejsce. - szepnęłam, wchodząc do środka.
Pomieszczenie było dość małe, ale przytulne. Stoliki mieszczące góra dwie osoby a zapach mocnej, czarnej kawy unosił się w powietrzu. Podeszłam do jedynego wolnego miejsca i zaczęłam szukać w menu czegoś na śniadanie.
- Co pani zamawia? - omal nie podskoczyłam, kiedy usłyszałam głos kelnerki nad sobą. Jak ona tak cicho i szybko podeszła?
- Poproszę naleśniki z syropem klonowym i kawę. - kobieta zapisała moje zamówienie i w mgnieniu oka zniknęła za ladą. Spojrzałam przez okno na budynek policji, który był naprzeciw. Może dlatego ten bar był dość sterylny. Wróciłam wzrokiem na stół, na którym już leżał talerz z naleśnikami i kawa. Rzuciłam szybkie spojrzenie na kelnerkę, która już obsługiwała kolejnych gości.
"Wampiry"
Po skończonym posiłku wyszłam przejść się trochę po okolicy. Akurat trafiłam na ścieżkę prowadzącą do parku. Podążyłam nią i usiadłam na ławce. Rozglądałam się dookoła. Nie było ani jednej żywej duszy oprócz mojej. Spojrzałam na zegarek. 08.13. Było aż tak wcześnie? Nagle poczułam, jak ktoś obok mnie siada. Był to ten sam blondyn, którego mijałam  w drodze do baru. Przez chwilę mu się przyglądałam. Może nie tyle jemu, co jego kolczykowi w wardze.
- Na co się gapisz? - zmieszana spuściłam wzrok na buty.
- Na nic.
"Nie najlepszy początek"
Zapanowała cisza, którą ja bałam się przerwać, a on chyba nie chciał. Wydęłam wargi, próbując nawiązać z nim jakiś kontakt. Spojrzałam na niego kątem oka. Był zamyślony, ale chyba zauważył, że się na niego znowu patrzę, bo szeroko się uśmiechnął.
- Nie możesz się napatrzeć co?
- Nie schlebiaj sobie. - prychnęłam.
- Ale to ty się ślinisz. Muszę cię jednak zmartwić. Nie jesteś w moim typie.
Wstałam gwałtownie z ławki, posyłając mu groźne spojrzenie.
- A ja muszę cię zmartwić tym, że jesteś dupkiem.
Odeszłam, nie czekając na jego odpowiedź.
"Co to miało być?"
Wróciłam do domu, robiąc wcześniej zakupy w supermarkecie. Teraz przynajmniej mogłam zjeść kolację w spokoju. Zapełniłam lodówkę produktami, po czym poczułam wibrację telefonu. Spojrzałam na ekran.
Zastrzeżony.
Zdziwiłam się, jednak odebrałam.
- Słucham? - cisza. - Halo? - dalej nic.
Rozłączyłam się i odłożyłam komórkę na blacie. Teraz za to rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Nikogo nie było. Wyjrzałam głową i rozejrzałam się. Nikt oprócz starszej pani, która wrogo na mnie patrzyła. Wróciłam do kuchni, skąd zabrałam komórkę i udałam się do salonu. Obejrzałam lokalne wiadomości, jednak niczego ciekawego się nie dowiedziałam. Same drobne kradzieże i komunikaty o dbaniu o Londyn. Westchnęłam, przełączając z jednego kanału na drugi. Znowu usłyszałam dźwięk dzwonka, jednak tym razem nie wstałam. Poczekałam, aż hałas ucichł i wróciłam myślami do telewizji.
- Mój Boże! - krzyknęłam, kiedy nagle kamień rozbił okno w salonie.
Z drżącymi nogami podeszłam do okna. Cała szyba była popękana, a środek "zdobiła" ogromna dziura. Podniosłam narzędzie "zbrodni" i zobaczyłam przyklejoną małą karteczkę do niego. To, co na niej było napisane, przeraziło mnie jeszcze bardziej:

Jeśli nie chcesz być następna, wyjedź stąd.

Zamurowało mnie. Czy w tej pieprzonej dzielnicy ludzie są zdolni do czegoś takiego? Zgniotłam papier w dłoni i wyrzuciłam go gdzieś za siebie. Postanowiłam, że nie dam się im zastraszyć. Chwyciłam książkę telefoniczną i wybrałam numer do szklarza.
- 200 funtów?
Jakby tego było mało, wymiana szyby wynosiła naprawdę grube pieniądze. Chcąc, nie chcąc, musiałam przecież ją wymienić. Umówiłam się z mężczyzną na następny tydzień. Do tego czasu będę musiała używać okiennic. Zrezygnowana posprzątałam i zasłoniłam okno żaluzjami. Zapanowała ciemność, którą rozświetliłam, włączając lampę.
"Super się zapowiada"
Wybrałam numer Nicka i zadzwoniłam do niego. Po trzech sygnałach odebrał.
- Witaj skarbie. I jak ci się mieszka?
- Świetnie. Okolica i ludzie wspaniali. - skłamałam.
- Jesteś pewna? Dziwny masz głos. Czy coś się stało?
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu jestem zmęczona. Muszę się rozpakować, a chyba właśnie zauważyłam, że figurka od mamy się stłukła.
Nie wierzyłam w swoje kłamstwa.
- Skoro tak mówisz. Ja dzisiaj miałem konferencję z ludźmi z Chin. Zawarliśmy współpracę, a to oznacza, że czeka mnie premia.
- Naprawdę? To gratuluję. Jestem szczęśliwa i dumna z ciebie. Wiem, że nikt nie pracuje lepiej od ciebie.
- Dzięki. Kochanie muszę kończyć, bo szef do mnie dzwoni. Na razie.
- Pa.
Rozłączyłam się, nie wiedząc, co dalej robić. Chciałam się komuś zwierzyć, ale nie miałam komu. Mogłabym zadzwonić do Blair i się wypłakać, ale ona zaraz by po mnie przyleciała, a to nie wchodziło w grę. Miałam nadzieję, że był to ostatni tego typu incydent. Wybrałam numer do Blair. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Cześć Shay. Czy coś się stało? Mam kupować bilet i przylecieć? Już zamawiam taksówkę. - nie mogłam opanować jej nagłego potoku słów.
- Spokojnie Blair. Dzwonię, by ci powiedzieć, że wszystko jest w porządku. I stęskniłam się.
- Kochana wiesz, że po prostu boję się o ciebie. Ci ludzie są naprawdę dziwni.
- Blair, proszę. Chciałam ci powiedzieć, że ludzie i okolica są wspaniali. Nie masz się o co martwić.
- Może i jestem naiwna, ale ci wierzę, chociaż nie do końca.
- Muszę już kończyć. Resztę walizek trzeba rozpakować. Pa.
- Pa.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni. Wyszłam na zewnątrz, by z tamtej strony spojrzeć na okno.
- Mały wypadek przy pracy, czy zamierzony efekt? - obejrzałam się za siebie, a moim oczom ukazał się blondyn.
- To nie jest śmieszne.
- Ale ja nie próbuję być śmieszny, chociaż wygląda to komicznie.
- Możesz sobie darować?
Podniósł ręce w geście obrony, cwaniacko się uśmiechając.
- Jak pani sobie życzy. Mam dla ciebie radę. - podszedł bliżej i ściszonym głosem powiedział - Lepiej, żebyś dzisiaj nie zasypiała. Kto wie, co może się tym razem zdarzyć.
- Mam rozumieć, że ten kamień to twoja sprawka? - zaśmiał się.
- Moja, nie moja. Wszystko jedno, kto to zrobił. Ważne jest to, że mocno cię przestraszył, a to chyba był cel, prawda?
- Posłuchaj, jeśli się dowiem, że to ty, zapłacisz mi za wymianę szyby.
Nachylił się i szepnął do ucha.
- Mogę ci tylko jedno powiedzieć. Whetstone jest twoim najgorszym koszmarem.
Wpatrywałam się w jego twarz, nie dając wiary jego słowom.
"On chce tylko mojego strachu. Chce, żebym się bała."
- Mogę zadać ci pytanie? - skinął głową. - Przypuszczam, że mnie nie lubisz. Dlaczego zatem mnie ostrzegasz?
- Bo widzę, jak to wszystko przeżywasz. Owszem, jest to dla mnie forma rozrywki, ale nie chcę dać powodu do satysfakcji tym kretynom mieszkającym w Whetstone. Robię to tylko i wyłącznie z nienawiści do nich. Nie myśl, że dla ciebie.
Przymknęłam oczy, próbując obudzić się z tego koszmaru.
"To nie jest prawda. Obudź się!"
Otworzyłam oczy, a tajemniczego blondyna już nie było. Rozejrzałam się dookoła, ale po nim ani śladu. Rozmasowałam skronie, gdyż czułam nadchodzący ból głowy.
- Przydałaby mi się ciepła kąpiel. - szepnęłam, wchodząc do domu.






I kolejny rozdział.
Jak wam się podoba? Pomysł z kamieniem przyszedł mi niespodziewanie. Chciałam, żeby coś się ruszyło. No i mamy "tajemniczego blondyna". Wiem, że się domyślacie, kim on jest. Nie używam jego imienia, bo Shelay dopiero później "przez przypadek" się dowie.
Miłego czytania. :)

poniedziałek, 27 lipca 2015

1. Wyprowadzka






Dzisiejszy dzień był długo wyczekiwany przeze mnie, bowiem dzisiaj była przeprowadzka do zupełnie nowego miejsca. Byłam podekscytowana myślą o nowych ludziach, domu, pracy. Wyobrażałam sobie to miejscu przez ostatni miesiąc. Byłam świadoma, że za te śmieszne pieniądze, które zapłaciłam, nie zastanę willi. Wystarczy mi mały domek z uroczym ogródkiem i wspaniałymi sąsiadami. Te wszystkie obrzydliwe rzeczy, które opowiadali moi najbliżsi były okropne. Rodzice nazywali tych ludzi wariatami, psychopatami. Mój narzeczony Nick mówił mi o morderstwach w Whetstone sprzed 50 lat, a Blair? Błagała, żebym tam nie jechała.
- Mówię ci Shay to bardzo zły pomysł. Nikogo tam nie będziesz znać. Tutaj masz mnie, rodziców, Nicka. Dlaczego chcesz nas porzucić dla byle jakiegoś Londynu?
- Blair proszę cię. Wiesz, że to jest moje marzenie odkąd pamiętam. Nie wiem dlaczego akurat Londyn, ale ja naprawdę chcę tam jechać. Proszę nie utrudniaj mi tego tak samo jak moi rodzice.
Każda tego typu rozmowa kończyła się tak samo. Oni chcieli mnie odwieźć od tego pomysłu, ja jednak trzymałam się swojej wizji, krótkie spięcie i ciche wieczory. Nie chciałam psuć relacji z rodziną, ale to oni nie byli wobec mnie fair. Rodzice się bali, że w końcu dorosłam i się wyprowadzam, Nick miał ważny kontrakt z firmy i nie mógł nigdzie wyjechać, a Blair bała się, że zostanie sama. Przykro mi było, ale ja też powinnam w końcu coś zrobić dla siebie.
- A co z naszym związkiem? Zrywasz zaręczyny? Tak mam to rozumieć?
- Nick daj spokój. Nie zrywam żadnych zaręczyn. Wiesz, że jak tylko skończy ci się kontrakt możesz się do mnie od razu wprowadzić.
- Jasne. Za pół roku? Shelay ty sama w to nie wierzysz. Będziemy na dwóch końcach świata. Jak nasz związek ma przetrwać?
- Jeśli się naprawdę kochamy, to dystans tego nie zniszczy. Uwierz mi.
Nie rozumiałam ich negatywnego podejścia. Jasne, że ten krok jest ryzykowny, ale drugiej takiej szansy może nie być, a ja nie darowałabym sobie tego już nigdy.


                                                                                ***

- Na pewno wszystko masz? Książki, mój zestaw garnków, sztućce, ubrania, prowiant? O mój boże kanapek ci nie dałam ani soku! - moja mama rozhisteryzowana krzyczała i biegała dookoła. Co chwilę wybiegała i wbiegała z powrotem do domu. Próbowałam ją jakoś uspokoić, jednak to było niewykonalne. Nagle jakbym miała do czynienia z tornadem.
- Alison uspokój się. Tak się denerwujesz, jakbyś to ty się wyprowadzała.
- Dziękuję ci tato. - przytuliłam go. Mimowolnie poczułam tęsknotę za jego spokojem i opanowaniem.
- Robert pomógłbyś mi, a nie tak stoisz jak kołek. Nasza Shelay wyjeżdża, a ty nawet jej nie zapytałeś, czy wzięła tabletki. Tabletki właśnie. - znowu wskoczyła do domu jak poparzona, wybiegając z niego po jakiś pięciu sekundach z woreczkiem wypełnionym przeróżnymi lekami.
- Mamo co to jest? Ja nie jadę do dżungli.
- Ale tam w Europie może nie będzie tych leków, których ty potrzebujesz. W razie czego dzwoń, a ja ci wyślę. Jeśli chodzi o pieniądze to zawsze możesz liczyć na naszą pomoc, prawda Robercie?
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się do nich szeroko, po czym przytuliłam każdego z osobna.
- Będę tęsknić córeczko. - łzy zaczęły spływać po twarzy mojej mamy, która nie przestawała się uśmiechać. Ja też byłam blisko płaczu, jednak z całych sił próbowałam się powstrzymać.
- Dzwoń do nas o każdej porze dnia i nocy.
- Jasne.
Spojrzałam w stronę Nicka. Miał smutną minę i spuszczoną twarz. Podeszłam do niego, chwytając jego dłonie w swoje.
- Będę tęsknić Nick. - spojrzał na mnie. Jego oczy były przepełnione bólem i goryczą.
- Ja za tobą też słońce. - objął mnie ramionami i mocno przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego tors, słysząc jego szybkie bicie serca. Raz jeszcze spojrzałam mu w oczy i posłałam słaby uśmiech.
- Tylko o mnie nie zapomnij. - usłyszałam za plecami głos mojej przyjaciółki.
- O tobie? Żartujesz? - podeszłam do niej i mocno przytuliłam. Słyszałam, jak cicho pochlipuje.
- Wiesz, że gdyby się coś działo, zaraz kupuję bilet lotniczy i jestem u ciebie? Tylko jeden twój telefon.
- Wiem Blair. Dziękuję. - przytuliłyśmy się jeszcze raz. Spojrzałam na rodziców, Nicka i Blair. Nie mogę uwierzyć, że to już ten dzień. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam za sobą drzwi od taksówki. Powiedziałam taksówkarzowi adres i po godzinie byliśmy na miejscu. Podróż samolotem  minęła szybciej niż się spodziewałam. Ze względu na transport nie mogłam wziąć wszystkich swoich rzeczy. Wzięłam tylko te, które najbardziej będą mi potrzebne i kilka tych, które będą przypominać mi o domu. Na miejscu będę musiała dokupić resztę z pieniędzy, które dali mi rodzice na start. Na szczęście miałam zagwarantowaną pracę jako kelnerka w restauracji mieszczącej się pół godziny od domu. Na miejscu zadzwoniłam po taksówkę, która zjawiła się po niecałych 20 minutach. Podałam kierowcy adres i z ciekawością rozmyślałam o tej dzielnicy.
" A jeśli jest tak, jak mówili rodzice i Nick?"
Skarciłam się w myślach. Oczywiście, że tak nie było. Taksówka nagle się zatrzymała pod domem. Na skrzynce było nazwisko "Pattle". Uśmiechnęłam się szeroko, podając kierowcy gotówkę. Wyciągnęłam walizki i stanęłam jak wryta, kiedy przyjrzałam się budynkowi. Był to niski, ale podłużny dom w odcieniu kawy z mlekiem. Tylko dach, drzwi i okiennice były w kolorze ciemnego brązu. To, na co patrzyłam wydawało się być bajką. Idealnie przystrzyżona trawa, skrzynka na listy, odnowiony płot i wycieraczka z napisem "WELCOME". Z szybko bijącym sercem przekroczyłam próg. Omal nie upuściłam bagaży. Wszystko w środku było sterylnie wysprzątane. Pachniało cytryną, a podłogi wskazywały, jakby ktoś godzinę temu umył je. Nie mogłam się nadziwić tym miejscem. Tak piękny dom i za taką niską cenę. Poszłam na poddasze, gdzie znajdowała się moja sypialnia z garderobą, mała łazienka i mini stryszek. Położyłam walizki na łóżku, po czym opadłam na nie, uśmiechają się szeroko. Czułam się jak w siódmym niebie. Napisałam rodzicom wiadomość

Odłożyłam komórkę obok siebie, po czym wstałam i otworzyłam okna. Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Przebrałam się w stary T-shirt i spodnie dresowe. Poczułam głód, więc zadzwoniłam po pizzę. Zeszłam na dół do salonu, gdzie usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Właśnie lecieli "Przyjaciele". Po niespełna piętnastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, że tak szybko przyjechał. Było stosunkowo późno, dlatego obstawiałam co najmniej pół godziny. Zeskoczyłam z kanapy i truchtem podążyłam do drzwi, Przekręciłam dwa razy zamek i otworzyłam je. Dziwne. Nikogo nie było. Wyszłam dwa kroki przed dom i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie zobaczyłam. Kiedy już się odwracałam, by wejść do środka moim oczom ukazała się sylwetka mężczyzny w oddali. Przyglądał mi się. Poczułam nieprzyjemny dreszcz, który przeszedł całe moje ciało. Szybko weszłam do środka, zamykając drzwi na dwa spusty. Wróciłam do salonu, kiedy znowu usłyszałam dzwonek. Stałam jak wryta. Strach kompletnie mnie sparaliżował. Nie mogłam się ruszyć.
- Kto tam?
- Pizza.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy moim oczom ukazał się młody dostawca z opakowaniem pizzy.
- 20 funtów.
Podałam mu gotówkę, po czym zamknęłam drzwi. Otworzyłam pudełko i urwałam sobie kawałek. Wróciłam przed telewizor, konsumując swoją "kolację". Reszta wieczoru upłynęła spokojnie, jednak ten dziwny incydent nie dał mi spać przez dobrą godzinę. W końcu zmęczenie wygrało nad rozmyślaniami.







Bum! Pierwszy rozdział. I jak wam się podoba? Początek może trochę nudnawy, ale za to troszeczkę się zadziało pod koniec. Musicie te pierwsze rozdziały przeboleć. początki zawsze są nudne i nieciekawe, jednak z czasem akcja się rozkręca. Pewnie już odwiedziłyście zakładkę "marionetki" i znacie głównych bohaterów. Obiecuję, że nasz Lucas znajdzie się w drugim bądź trzecim rozdziale. Chyba starczy mojego przynudzania. Miłego czytania :)

Prologue







14 stycznia - urodziny Shelay

- Dziękuję wam bardzo za ten tort i przyjęcie. Dużo to dla mnie znaczy. Naprawdę. - posłałam uśmiech swoim rodzicom, przyjaciółce i narzeczonemu. 
- Córeczko to dla nas przyjemność widzieć uśmiech na twojej twarzy. Wszystkiego najlepszego - pochyliłam się nad tortem urodzinowym i zdmuchnęłam świeczki. Naraz rozległo się klaskanie i gwizdy gości. 
- Pomyślałaś życzenie?
- No właśnie. Chciałam wam coś powiedzieć. - zrobiłam pauzę, by nabrać powietrza. - Za miesiąc podpisuję umowę o zakup domu.
- To gratulacje kochanie. - objęła mnie mama, całując w policzek. - A gdzie? Może Nowy York? Albo Miami. 
- Ani nie Nowy York ani nie Miami. Właściwie to żaden se stanów. Mam zamiar przeprowadzić się do Whetstone. - spojrzałam na zdziwione i zakłopotane twarze. - Dzielnica Londynu. - dodałam.
- Wiemy, gdzie leży Whetstone. Zdziwiliśmy się, że akurat tam chcesz się wyprowadzić. Kochanie przemyśl to jeszcze, a najlepiej się wycofaj. To jest niezbyt miłe miejsce.
- Ależ mamo to jest najbezpieczniejsza dzielnica. - pokręciła głową.
- Może i bezpieczna, ale tam żyją źli ludzie.
- Jacyś wariaci. - zabrał głos tata. - Mówię ci córuś. Oni żyją jam w jakiejś sekcie. Obcych traktują jak najgorszych wrogów. 
- Tato ma rację. Shelay posłuchaj nas. - pokręciłam głową, nie dowierzając w ich absurdalne słowa.
- To jakieś bujdy na resorach.
- Skarbie powinnaś posłuchać swoich rodziców. Też słyszałem o tym miejscu. Nikt z zewnątrz nie wytrzymał tam dłużej niż dwa tygodnie. Były przypadki, gdzie ludzie lądowali w zakładzie zamkniętym, bo wpadli w depresje. Poza tym, co będzie z naszym związkiem? Przecież wiesz, że z powodu mojej pracy nie mogę wyjechać za granicę. 
- Shey to nie brzmi dobrze. Jeszcze nie podpisałaś umowy, więc może będzie lepiej, jeśli zrezygnujesz? Jako twoja przyjaciółka chcę twojego dobra tak jak twoi rodzice i Nick.
- Nie zrezygnuję ze swojego marzenia. 



25 lutego

Przeczytałam raz jeszcze umowę. Każde zdanie, każde słowo nawet napisane najmniejszym druczkiem. Wszystko przeanalizowałam i doszłam do wniosku, że drugiej szansy nie będzie.
- Podpisuje pani? 
- Tak. - agent nieruchomości podał mi długopis. Chwyciłam go i szybkim ruchem ręki napisałam swoje nazwisko.
- Dziękuję pani. Proszę o to pańskie klucze. - odebrałam je od mężczyzny, odwzajemniając uśmiech.
- Dziękuję. 
- Mam nadzieję, że będzie się pani miło żyło w tej niecodziennej dzielnicy. Muszę jednak pani powiedzieć, że dużo osób wybierało Whetstone, ale szybko się z niego wyprowadzali. 
- Ze mną tak nie będzie. - uścisnęłam rękę mężczyzny i opuściłam biuro.




15 kwietnia

- Dzień dobry. Jestem Shelaine Pattle i przeprowadziłam się tutaj. Miło mi panie poznać. Chyba będziemy sąsiadkami. 
- Długo tu nie zabawisz. - chłodne spojrzenie obu kobiet wywołało u mnie ciarki na plecach. 
- Jest to tak piękny dom, że nie jestem pewna, czy kiedykolwiek go opuszczę. 
- Wyprowadzisz się stąd szybciej niż ci się wydaje. - odeszły, zostawiając mnie w osłupieniu.



17 kwietnia

Od rana odebrałam już pięć głuchych telefonów, a jest dopiero 11.00. To samo z dzwonkiem do drzwi. Dokładnie co godzinę ktoś dzwoni do drzwi, jednak kiedy je otwieram, nikogo nie zastaję. Zaczynam żałować, że się tutaj przeprowadziłam, jednak nie mogę się dać zastraszyć.



27 maja

Wyszłam wyrzucić śmieci, kiedy dostrzegłam chłopaka, który wpatrywał się we mnie. 
- Przepraszam, mogę w czymś pomóc? - zapytałam się blondyna. Jedyne co dostałam w odpowiedzi to spojrzenie pełne pogardy. 
- Ty? Chyba sobie żartujesz. 
- To po co wysiadujesz przed moim domem i przyglądasz mi się? 
- Bo będę musiał znosić kolejną idiotkę, jakby w tej cholernej dzielnicy ich było mało. - wyrzucił papierosa tuż przede mną i jak gdyby nigdy nic odszedł. 
- Co to miało być? - szepnęłam, wracając zdegustowana do domu. 



6 czerwca

- Mógłbyś się tak do mnie nie odnosić? Od samego początku traktujesz mnie jak wroga. O co ci chodzi?
- O to mi chodzi, że nienawidzę wszystkich tych, którzy tu mieszkają. Nie znoszę tej cholernej sekty. Nie wiem, jak można być tak głupim i się tutaj przeprowadzić. 
- Nie powinieneś mnie oceniać. Nie znasz mnie, a zachowujesz się jak skończony palant. - zaśmiał się.
- Powiem ci coś. Lepiej, żebyś się stąd wyprowadziła. Oni nie dadzą ci żyć. Wiesz, dlaczego mnie tutaj znoszą? Bo się tutaj urodziłem, a moi starzy dają kasę na finansowanie tej wsi. Ty jesteś obca. Nawet jakbyś im codziennie prała, gotowała i sprzątała oni i tak będą cię nienawidzić. Zrozum to. 
- Skoro tutaj jest aż tak źle, to dlaczego się nie wyprowadzisz? - pokręcił głową.
- Bo stąd nie da się uciec. - i znowu odszedł, zostawiając mnie z bałaganem w głowie.
- Zaczekaj! - odwrócił się. - Co to znaczy? 




10 lipca

Wyszłam z domu do pracy, napotykając kobiety mieszkające naprzeciw. Przeszłam obok nich, mając nadzieję, że tym razem nie usłyszę kolejnych komentarzy na swój temat. Zacisnęłam pięści i przemknęłam obok nich. 
- Co ty powiesz? Nie żyją? Zostali zamordowani? - nagle przystanęłam. Kto zginął? Poczułam na ciele dreszcze. Udałam, że czegoś szukam w torebce, wsłuchując się w ich rozmowę.
- Tak. Państwo Hemmings. George ich znalazł, kiedy przyszedł z paczką. Nikt nie otwierał, a przecież wiesz, że pani Hemmings nie pracowała. - otworzyłam usta, kiedy usłyszałam to nazwisko. To byli moi sąsiedzi. Ktoś zabił moich sąsiadów, a ja nic nie usłyszałam?
- Pewnie się zdziwił. I co wszedł tam?
- Tak. Drzwi były uchylone, więc wszedł. Zastał ich w sypialni. Pełno krwi. Był w takim szoku, jednak nie dzwonił po pogotowie. Nie było do czego. 
- Wiedziałam, że ten gówniarz w końcu to zrobi. Tylko ze względu na jego rodziców go tolerowałam, ale teraz. 
- Ja tak samo. O popatrz. Nasza sąsiadka. Z tej też nic nie będzie. Szkoły nie skończyła, szlaja się gdzieś. Rano wychodzi, wieczorem wraca. Lafirynda. - przewróciłam oczami, idąc dalej. Jedyne co mnie martwiło to ich słowa o tym chłopaku. To naprawdę on zabił?




28 sierpień

Dziwnie się czułam, przechodząc obok niego. Wzrok miał nieobecny. Zrobiło mi się go szkoda, jednak bałam się do niego odezwać. 
- Musisz się na mnie gapić?
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Trudno na ciebie nie spojrzeć. - usiadłam obok niego na ławce, chociaż wiedziałam, że to błąd.
- Nie szukam towarzystwa. Możesz spadać.
- Uwierz mi, chętnie bym sobie poszła, ale wyglądasz okropnie, a moje dobre serce nie pozwala, żebym przeszła obojętnie.
- Zakonnica mi się trafiła. Mam szczęście,
- Możesz w końcu przestać mnie obrażać. Głupia jestem, że z tobą rozmawiam, ale coś nie daje mi spokoju.
- Co mianowicie?
- Ty ich nie zabiłeś, prawda? - nagle nasze spojrzenia się spotkały, a ja poczułam, jakby kopnął mnie prąd. 
- Gówno cię to obchodzi. Wszyscy i tak wiedzą swoje.
- No właśnie. Wszyscy tylko nie ja. Nie wierzę, że mógłbyś to zrobić. Nie pytaj dlaczego, ale po prostu to czuję. Może i jesteś dupkiem i chamem, ale nie mordercą. 
- Co ty możesz wiedzieć? I tak nikt mi nie uwierzy. Popieprzeni ludzie. Nawet nie zadzwonili na policję. Zakopali ich obok domu. Cicho, żeby się nikt nie dowiedział. Myślisz, że dlaczego Whetstone uchodzi za bezpieczne? Bo o żadnym morderstwie się nie mówi. Raj dla morderców i gwałcicieli. 




1 września
- Nie myślałam, że kiedykolwiek uda mi się z tobą normalnie porozmawiać. - napiłam się soku jabłkowego, wpatrując się w twarz Luke'a.
- Taaa. Byłem mocno wkurzony na wszystkich. Nie chciałem z nikim gadać. Ty od razu wydałaś mi się inna, ale w końcu byłaś tak jakby jedną z nich, więc nie miałem wyjścia.
- Nigdy nie byłam jedną z nich i powinieneś o tym wiedzieć.









                                                                    WITAJCIE!!!!!
Na początku coś a'la prolog. Chciałam wam przedstawić w części mój pomysł na te ff. Mam nadzieję, że nie przestraszyła was ilość. Teraz chociaż jest jasne, co mam w głowie i co może się wam spodobać. Nie wiem, co jeszcze mam napisać. Rozdziały będę starała się dodawać w miarę systematycznie. O ile pozwoli mi na to szkoła, jednak nie powinno być aż tak źle. Zwiastun pojawi się w najbliższym czasie. Jeśli ktoś zechce być informowany, to proszę napisać w komentarzu. Tyle ode mnie. Miłego czytania :)
P.S. Jeśli chcesz się dodać do obserwatora, zakładka jest na dole pod postem. :)

Obserwatorzy