środa, 12 sierpnia 2015

4 Bezsenność






Niekontrolowany krzyk wydobył się z moich ust. Byłam cała spocona, włosy lepiły się do czoła tak samo jak koszula nocna do ciała. Przetarłam twarz drżącą ręką, po czym usiadłam w siadzie skrzyżnym. Miałam koszmar, który był bardzo realistyczny. Widziałam siebie siedzącą w salonie, podeszłam do okna, by otworzyć okno. Nagle usłyszałam za sobą skrzypienie podłogi. Odwróciłam się i tylko mignęła mi przed oczami twarz tego chłopaka. W dłoni trzymał kamień, którym po chwili uderzył mnie w głowę. Krew była wszędzie, a ja czułam potworny ból. Wstałam z łóżka, nerwowo krążąc po pokoju.
"Ja zwariuję przez to miejsce"
Miałam ochotę zadzwonić do Nicka i powiedzieć mu o wszystkim. Przez chwilę biłam się z myślami, czy powinnam jednak do kogoś zadzwonić, jednak po uspokojeniu nerwów, postanowiłam odpuścić. W końcu to tylko zły sen. Zeszłam na dół do kuchni, by zaparzyć herbatę ziołową. Założyłam szlafrok i czekałam aż woda się zagotuje. Wrzuciłam do kubka dwie saszetki melisy i zalałam wrzątkiem. Przykryłam małym talerzykiem i czekałam. Na chwilę poszłam do sypialni, kiedy zauważyłam, że ekran komórki się świeci. Chwyciłam ją w dłoń i odczytałam SMS-a.


Odpisałam:

Nic więcej ten ktoś nie napisał. Czułam się wykończona, przestraszona i stłamszona. Nie tak wyobrażałam sobie mieszkanie tutaj, Wypiłam herbatę i położyłam się z powrotem. Wybrałam numer Nicka, jednak nie odbierał. Spróbowałam jeszcze raz, ale także nie udało mi się dodzwonić. Zamknęłam oczy i czekałam aż usnę.


                                                                                      ***


Rano obudził mnie budzik. Tego dnia miałam otworzyć restaurację, więc musiałam być wcześniej. Lokal był otwierany dla klientów o 09.00, ale personel musiał być już o 08.00. Leniwie zeszłam z łóżka i poszłam do łazienki wykonać poranną toaletę. Wcześniej przygotowałam sobie swój strój roboczy, który składał się z białej koszuli i czarnej spódnicy do kolan. Gotowa zeszłam do kuchni na śniadanie. Zwykle w kuchni już krzątała się mama, robiąc naleśniki, jajecznicę albo jajka na bekonie. Tata siedział z gazetą w rękach i popijał kawę. Potem słyszałam "Witaj skarbie" i stos naleśników lądował przede mną na stole. Brakowało mi tej beztroski. Zrezygnowana otworzyłam lodówkę i zajrzałam do środka. Wyciągnęłam mleko a z szafki miskę i płatki kukurydziane. Nasypałam płatków do miski, zalałam mlekiem i usiadłam przy stole. W ciszy jadłam posiłek, nasłuchując swój oddech. Po skończeniu odłożyłam naczynie do zmywarki i prędko wyszłam z domu, zamykając drzwi na dwa spusty, co było już rutyną. Przeszłam obok dwóch starszych panów, którzy siedzieli na ławce. Usłyszałam kilka komentarzy na swój temat, jednak puściłam je w niepamięć. Po chwili znajdowałam się na przystanku, pod który akurat podjechał autobus. Po pół godzinie byłam przed drzwiami do restauracji.
- Cześć Shelay. - pomachała mi moja koleżanka z pracy Jessica.
- Cześć.
Jessica pracowała tutaj już trzy lata. Też przeprowadziła się do Whetstone tyle, że z Liverpoolu. Na początku była podobnie traktowana jak ja, ale nie dała się im zastraszyć. Jessica z pozoru drobna brunetka, jednak była bardzo silna.
- Dzisiaj ma szef przyjechać z kontrolą.
- Czy on pochodzi z Whetstone? - skinęła głową. - Czyli jestem już martwa.
- Nie martw się. Szef jest całkiem normalny. Normalniejszy od całej reszty. - uśmiechnęła się słabo, dodając mi otuchy.
- Mam nadzieję.
Poszłam na zaplecze, by przebrać się w uniform, czyli biała koszula z kołnierzykiem i czarna spódnica do kolan. Związałam włosy w wysokiego kucyka. Szef bardzo przestrzegał wszelkich norm. Wszyscy mieli wyglądać schludnie i elegancko. Nie było mowy o rozpiętych włosach albo koszuli niedopiętej. Wszystko musiało być perfekcyjne. Wraz z Jessicą przygotowałyśmy restaurację. Umyłyśmy stoły, pozamiatałyśmy, wytarłyśmy z kurzu wszystkie figurki i lampki. Na koniec przyniosłyśmy nowe kwiaty. Zegar wybił 09.00 i już zaczęli się schodzić klienci. Starałam się ich obsługiwać z taką samą elegancją, z jaką robiła to Jessica. Podeszłam do stolika, przy którym siedział naprawdę przystojny mężczyzna wyglądający, jakby wyszedł przed chwilą z jakiegoś ważnego zebrania.
- Czy mogę już zabrać zamówienie? - odłożył menu przed siebie i spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając.
- A co pani by mi poleciła?
- Jeśli chodzi o śniadanie, to naszą specjalnością są jajka po benedyktyńsku na chrupiącym toście podane z sosem holenderskim.
- Brzmi świetnie, więc poproszę. I jeszcze espresso. Bez cukru.
Podał mi menu, szarmancko się uśmiechając. Miałam nie lada wyzwanie zachować pełen profesjonalizm.
- Pana zamówienie powinno być gotowe za około 10 minut.
Odwzajemniłam uśmiech i szybko udałam się kuchni, by podać zamówienie.
- Ben raz jajka po benedyktyńsku na toście z sosem holenderskim. - kucharz skinął głową.
Wyszłam z kuchni, by zrobić kawę, kiedy spostrzegłam kątem oka, jak mężczyzna patrzy w moim kierunku. Odetchnęłam głęboko, skupiając się na kawie.
- Niezłego masz klienta. Szkoda, że ja go wcześniej nie zobaczyłam.
Spojrzałam na Jessicę, która wychodziła właśnie z kuchni z czyimś zamówieniem. Ale miała racje. Kiedy kawa się zaparzyła, położyłam kubek na tacy i podeszłam do stolika.
- Pańska kawa.
- Dziękuję. Cieszę się, że zdecydowałem się tutaj przyjść. Gdybym poszedł gdzie indziej, z pewnością nie byłbym obsługiwany przez tak wyjątkowo piękną kobietę. - czułam jak się rumienię.
- Dziękuję. Pańskie zamówienie za chwilę będzie gotowe.
- Proszę, nie mów do mnie "pan". Jestem Joe. - wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja zmieszana nie wiedziałam co zrobić.
- Shelay. - odwzajemniłam uścisk.
- Piękne imię tak jak właścicielka. Shelay może wybralibyśmy się w któryś dzień na kawę? Znam świetną kawiarnię w Londynie?
- Z miłą chęcią, jednak najbliższe dni będę miała zajęte.
Joe wyciągnął z kieszeni od garnituru mały notesik i długopis. Zapisał na nim jakiś numer i podał mi kartkę.
- To jest mój numer. Mam nadzieję, że zadzwonisz.
Przyglądałam się przez dłuższy czas kartce, kiedy zauważyłam, że mężczyzna się szykuje do wyjścia.
- Przepraszam a pańs.... twoje zamówienie?
- To był tylko pretekst.
Skinął głową i wyszedł, zostawiając na stole gotówkę. Po przeliczeniu stwierdziłam, że jest to o wiele więcej niż miał do zapłaty. Zabrałam filiżankę i poszłam na kuchnię, odwołać zamówienie.






Ten rozdział mi się nie udał. :( Zawaliłam, ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu. Ugh. Mogę wam tylko obiecać, że z każdym kolejnym rozdziałem będzie się częściej pojawiał Luke. Bo chyba na niego najbardziej czekacie ;) Przepraszam was za ten rozdział. Nie bądźcie na mnie długo złe.

1 komentarz:

  1. Rozdział nie jest zły. Choć faktycznie nie ma w nim Luke'a. Shelay jest super. I co to za tajemniczy gość. Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy