poniedziałek, 27 lipca 2015
1. Wyprowadzka
Dzisiejszy dzień był długo wyczekiwany przeze mnie, bowiem dzisiaj była przeprowadzka do zupełnie nowego miejsca. Byłam podekscytowana myślą o nowych ludziach, domu, pracy. Wyobrażałam sobie to miejscu przez ostatni miesiąc. Byłam świadoma, że za te śmieszne pieniądze, które zapłaciłam, nie zastanę willi. Wystarczy mi mały domek z uroczym ogródkiem i wspaniałymi sąsiadami. Te wszystkie obrzydliwe rzeczy, które opowiadali moi najbliżsi były okropne. Rodzice nazywali tych ludzi wariatami, psychopatami. Mój narzeczony Nick mówił mi o morderstwach w Whetstone sprzed 50 lat, a Blair? Błagała, żebym tam nie jechała.
- Mówię ci Shay to bardzo zły pomysł. Nikogo tam nie będziesz znać. Tutaj masz mnie, rodziców, Nicka. Dlaczego chcesz nas porzucić dla byle jakiegoś Londynu?
- Blair proszę cię. Wiesz, że to jest moje marzenie odkąd pamiętam. Nie wiem dlaczego akurat Londyn, ale ja naprawdę chcę tam jechać. Proszę nie utrudniaj mi tego tak samo jak moi rodzice.
Każda tego typu rozmowa kończyła się tak samo. Oni chcieli mnie odwieźć od tego pomysłu, ja jednak trzymałam się swojej wizji, krótkie spięcie i ciche wieczory. Nie chciałam psuć relacji z rodziną, ale to oni nie byli wobec mnie fair. Rodzice się bali, że w końcu dorosłam i się wyprowadzam, Nick miał ważny kontrakt z firmy i nie mógł nigdzie wyjechać, a Blair bała się, że zostanie sama. Przykro mi było, ale ja też powinnam w końcu coś zrobić dla siebie.
- A co z naszym związkiem? Zrywasz zaręczyny? Tak mam to rozumieć?
- Nick daj spokój. Nie zrywam żadnych zaręczyn. Wiesz, że jak tylko skończy ci się kontrakt możesz się do mnie od razu wprowadzić.
- Jasne. Za pół roku? Shelay ty sama w to nie wierzysz. Będziemy na dwóch końcach świata. Jak nasz związek ma przetrwać?
- Jeśli się naprawdę kochamy, to dystans tego nie zniszczy. Uwierz mi.
Nie rozumiałam ich negatywnego podejścia. Jasne, że ten krok jest ryzykowny, ale drugiej takiej szansy może nie być, a ja nie darowałabym sobie tego już nigdy.
***
- Na pewno wszystko masz? Książki, mój zestaw garnków, sztućce, ubrania, prowiant? O mój boże kanapek ci nie dałam ani soku! - moja mama rozhisteryzowana krzyczała i biegała dookoła. Co chwilę wybiegała i wbiegała z powrotem do domu. Próbowałam ją jakoś uspokoić, jednak to było niewykonalne. Nagle jakbym miała do czynienia z tornadem.
- Alison uspokój się. Tak się denerwujesz, jakbyś to ty się wyprowadzała.
- Dziękuję ci tato. - przytuliłam go. Mimowolnie poczułam tęsknotę za jego spokojem i opanowaniem.
- Robert pomógłbyś mi, a nie tak stoisz jak kołek. Nasza Shelay wyjeżdża, a ty nawet jej nie zapytałeś, czy wzięła tabletki. Tabletki właśnie. - znowu wskoczyła do domu jak poparzona, wybiegając z niego po jakiś pięciu sekundach z woreczkiem wypełnionym przeróżnymi lekami.
- Mamo co to jest? Ja nie jadę do dżungli.
- Ale tam w Europie może nie będzie tych leków, których ty potrzebujesz. W razie czego dzwoń, a ja ci wyślę. Jeśli chodzi o pieniądze to zawsze możesz liczyć na naszą pomoc, prawda Robercie?
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się do nich szeroko, po czym przytuliłam każdego z osobna.
- Będę tęsknić córeczko. - łzy zaczęły spływać po twarzy mojej mamy, która nie przestawała się uśmiechać. Ja też byłam blisko płaczu, jednak z całych sił próbowałam się powstrzymać.
- Dzwoń do nas o każdej porze dnia i nocy.
- Jasne.
Spojrzałam w stronę Nicka. Miał smutną minę i spuszczoną twarz. Podeszłam do niego, chwytając jego dłonie w swoje.
- Będę tęsknić Nick. - spojrzał na mnie. Jego oczy były przepełnione bólem i goryczą.
- Ja za tobą też słońce. - objął mnie ramionami i mocno przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego tors, słysząc jego szybkie bicie serca. Raz jeszcze spojrzałam mu w oczy i posłałam słaby uśmiech.
- Tylko o mnie nie zapomnij. - usłyszałam za plecami głos mojej przyjaciółki.
- O tobie? Żartujesz? - podeszłam do niej i mocno przytuliłam. Słyszałam, jak cicho pochlipuje.
- Wiesz, że gdyby się coś działo, zaraz kupuję bilet lotniczy i jestem u ciebie? Tylko jeden twój telefon.
- Wiem Blair. Dziękuję. - przytuliłyśmy się jeszcze raz. Spojrzałam na rodziców, Nicka i Blair. Nie mogę uwierzyć, że to już ten dzień. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam za sobą drzwi od taksówki. Powiedziałam taksówkarzowi adres i po godzinie byliśmy na miejscu. Podróż samolotem minęła szybciej niż się spodziewałam. Ze względu na transport nie mogłam wziąć wszystkich swoich rzeczy. Wzięłam tylko te, które najbardziej będą mi potrzebne i kilka tych, które będą przypominać mi o domu. Na miejscu będę musiała dokupić resztę z pieniędzy, które dali mi rodzice na start. Na szczęście miałam zagwarantowaną pracę jako kelnerka w restauracji mieszczącej się pół godziny od domu. Na miejscu zadzwoniłam po taksówkę, która zjawiła się po niecałych 20 minutach. Podałam kierowcy adres i z ciekawością rozmyślałam o tej dzielnicy.
" A jeśli jest tak, jak mówili rodzice i Nick?"
Skarciłam się w myślach. Oczywiście, że tak nie było. Taksówka nagle się zatrzymała pod domem. Na skrzynce było nazwisko "Pattle". Uśmiechnęłam się szeroko, podając kierowcy gotówkę. Wyciągnęłam walizki i stanęłam jak wryta, kiedy przyjrzałam się budynkowi. Był to niski, ale podłużny dom w odcieniu kawy z mlekiem. Tylko dach, drzwi i okiennice były w kolorze ciemnego brązu. To, na co patrzyłam wydawało się być bajką. Idealnie przystrzyżona trawa, skrzynka na listy, odnowiony płot i wycieraczka z napisem "WELCOME". Z szybko bijącym sercem przekroczyłam próg. Omal nie upuściłam bagaży. Wszystko w środku było sterylnie wysprzątane. Pachniało cytryną, a podłogi wskazywały, jakby ktoś godzinę temu umył je. Nie mogłam się nadziwić tym miejscem. Tak piękny dom i za taką niską cenę. Poszłam na poddasze, gdzie znajdowała się moja sypialnia z garderobą, mała łazienka i mini stryszek. Położyłam walizki na łóżku, po czym opadłam na nie, uśmiechają się szeroko. Czułam się jak w siódmym niebie. Napisałam rodzicom wiadomość
Odłożyłam komórkę obok siebie, po czym wstałam i otworzyłam okna. Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Przebrałam się w stary T-shirt i spodnie dresowe. Poczułam głód, więc zadzwoniłam po pizzę. Zeszłam na dół do salonu, gdzie usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Właśnie lecieli "Przyjaciele". Po niespełna piętnastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, że tak szybko przyjechał. Było stosunkowo późno, dlatego obstawiałam co najmniej pół godziny. Zeskoczyłam z kanapy i truchtem podążyłam do drzwi, Przekręciłam dwa razy zamek i otworzyłam je. Dziwne. Nikogo nie było. Wyszłam dwa kroki przed dom i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie zobaczyłam. Kiedy już się odwracałam, by wejść do środka moim oczom ukazała się sylwetka mężczyzny w oddali. Przyglądał mi się. Poczułam nieprzyjemny dreszcz, który przeszedł całe moje ciało. Szybko weszłam do środka, zamykając drzwi na dwa spusty. Wróciłam do salonu, kiedy znowu usłyszałam dzwonek. Stałam jak wryta. Strach kompletnie mnie sparaliżował. Nie mogłam się ruszyć.
- Kto tam?
- Pizza.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy moim oczom ukazał się młody dostawca z opakowaniem pizzy.
- 20 funtów.
Podałam mu gotówkę, po czym zamknęłam drzwi. Otworzyłam pudełko i urwałam sobie kawałek. Wróciłam przed telewizor, konsumując swoją "kolację". Reszta wieczoru upłynęła spokojnie, jednak ten dziwny incydent nie dał mi spać przez dobrą godzinę. W końcu zmęczenie wygrało nad rozmyślaniami.
Bum! Pierwszy rozdział. I jak wam się podoba? Początek może trochę nudnawy, ale za to troszeczkę się zadziało pod koniec. Musicie te pierwsze rozdziały przeboleć. początki zawsze są nudne i nieciekawe, jednak z czasem akcja się rozkręca. Pewnie już odwiedziłyście zakładkę "marionetki" i znacie głównych bohaterów. Obiecuję, że nasz Lucas znajdzie się w drugim bądź trzecim rozdziale. Chyba starczy mojego przynudzania. Miłego czytania :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Już podoba mi się ten blog :) Świetny szablon i zaraz zabieram się za czytanie prologu. Życzę weny i miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńZapraszam tez przy okazji do siebie jakbyś miała czas :
http://inmydreamsx.blogspot.com/
Fajnie się zaczyna :)
OdpowiedzUsuńMożesz mnie informować na tt:)
@teenspiritxx