14 stycznia - urodziny Shelay
- Dziękuję wam bardzo za ten tort i przyjęcie. Dużo to dla mnie znaczy. Naprawdę. - posłałam uśmiech swoim rodzicom, przyjaciółce i narzeczonemu.
- Córeczko to dla nas przyjemność widzieć uśmiech na twojej twarzy. Wszystkiego najlepszego - pochyliłam się nad tortem urodzinowym i zdmuchnęłam świeczki. Naraz rozległo się klaskanie i gwizdy gości.
- Pomyślałaś życzenie?
- No właśnie. Chciałam wam coś powiedzieć. - zrobiłam pauzę, by nabrać powietrza. - Za miesiąc podpisuję umowę o zakup domu.
- To gratulacje kochanie. - objęła mnie mama, całując w policzek. - A gdzie? Może Nowy York? Albo Miami.
- Ani nie Nowy York ani nie Miami. Właściwie to żaden se stanów. Mam zamiar przeprowadzić się do Whetstone. - spojrzałam na zdziwione i zakłopotane twarze. - Dzielnica Londynu. - dodałam.
- Wiemy, gdzie leży Whetstone. Zdziwiliśmy się, że akurat tam chcesz się wyprowadzić. Kochanie przemyśl to jeszcze, a najlepiej się wycofaj. To jest niezbyt miłe miejsce.
- Ależ mamo to jest najbezpieczniejsza dzielnica. - pokręciła głową.
- Może i bezpieczna, ale tam żyją źli ludzie.
- Jacyś wariaci. - zabrał głos tata. - Mówię ci córuś. Oni żyją jam w jakiejś sekcie. Obcych traktują jak najgorszych wrogów.
- Tato ma rację. Shelay posłuchaj nas. - pokręciłam głową, nie dowierzając w ich absurdalne słowa.
- To jakieś bujdy na resorach.
- Skarbie powinnaś posłuchać swoich rodziców. Też słyszałem o tym miejscu. Nikt z zewnątrz nie wytrzymał tam dłużej niż dwa tygodnie. Były przypadki, gdzie ludzie lądowali w zakładzie zamkniętym, bo wpadli w depresje. Poza tym, co będzie z naszym związkiem? Przecież wiesz, że z powodu mojej pracy nie mogę wyjechać za granicę.
- Shey to nie brzmi dobrze. Jeszcze nie podpisałaś umowy, więc może będzie lepiej, jeśli zrezygnujesz? Jako twoja przyjaciółka chcę twojego dobra tak jak twoi rodzice i Nick.
- Nie zrezygnuję ze swojego marzenia.
25 lutego
Przeczytałam raz jeszcze umowę. Każde zdanie, każde słowo nawet napisane najmniejszym druczkiem. Wszystko przeanalizowałam i doszłam do wniosku, że drugiej szansy nie będzie.
- Podpisuje pani?
- Tak. - agent nieruchomości podał mi długopis. Chwyciłam go i szybkim ruchem ręki napisałam swoje nazwisko.
- Dziękuję pani. Proszę o to pańskie klucze. - odebrałam je od mężczyzny, odwzajemniając uśmiech.
- Dziękuję.
- Mam nadzieję, że będzie się pani miło żyło w tej niecodziennej dzielnicy. Muszę jednak pani powiedzieć, że dużo osób wybierało Whetstone, ale szybko się z niego wyprowadzali.
- Ze mną tak nie będzie. - uścisnęłam rękę mężczyzny i opuściłam biuro.
15 kwietnia
- Dzień dobry. Jestem Shelaine Pattle i przeprowadziłam się tutaj. Miło mi panie poznać. Chyba będziemy sąsiadkami.
- Długo tu nie zabawisz. - chłodne spojrzenie obu kobiet wywołało u mnie ciarki na plecach.
- Jest to tak piękny dom, że nie jestem pewna, czy kiedykolwiek go opuszczę.
- Wyprowadzisz się stąd szybciej niż ci się wydaje. - odeszły, zostawiając mnie w osłupieniu.
17 kwietnia
Od rana odebrałam już pięć głuchych telefonów, a jest dopiero 11.00. To samo z dzwonkiem do drzwi. Dokładnie co godzinę ktoś dzwoni do drzwi, jednak kiedy je otwieram, nikogo nie zastaję. Zaczynam żałować, że się tutaj przeprowadziłam, jednak nie mogę się dać zastraszyć.
27 maja
Wyszłam wyrzucić śmieci, kiedy dostrzegłam chłopaka, który wpatrywał się we mnie.
- Przepraszam, mogę w czymś pomóc? - zapytałam się blondyna. Jedyne co dostałam w odpowiedzi to spojrzenie pełne pogardy.
- Ty? Chyba sobie żartujesz.
- To po co wysiadujesz przed moim domem i przyglądasz mi się?
- Bo będę musiał znosić kolejną idiotkę, jakby w tej cholernej dzielnicy ich było mało. - wyrzucił papierosa tuż przede mną i jak gdyby nigdy nic odszedł.
- Co to miało być? - szepnęłam, wracając zdegustowana do domu.
6 czerwca
- Mógłbyś się tak do mnie nie odnosić? Od samego początku traktujesz mnie jak wroga. O co ci chodzi?
- O to mi chodzi, że nienawidzę wszystkich tych, którzy tu mieszkają. Nie znoszę tej cholernej sekty. Nie wiem, jak można być tak głupim i się tutaj przeprowadzić.
- Nie powinieneś mnie oceniać. Nie znasz mnie, a zachowujesz się jak skończony palant. - zaśmiał się.
- Powiem ci coś. Lepiej, żebyś się stąd wyprowadziła. Oni nie dadzą ci żyć. Wiesz, dlaczego mnie tutaj znoszą? Bo się tutaj urodziłem, a moi starzy dają kasę na finansowanie tej wsi. Ty jesteś obca. Nawet jakbyś im codziennie prała, gotowała i sprzątała oni i tak będą cię nienawidzić. Zrozum to.
- Skoro tutaj jest aż tak źle, to dlaczego się nie wyprowadzisz? - pokręcił głową.
- Bo stąd nie da się uciec. - i znowu odszedł, zostawiając mnie z bałaganem w głowie.
- Zaczekaj! - odwrócił się. - Co to znaczy?
10 lipca
Wyszłam z domu do pracy, napotykając kobiety mieszkające naprzeciw. Przeszłam obok nich, mając nadzieję, że tym razem nie usłyszę kolejnych komentarzy na swój temat. Zacisnęłam pięści i przemknęłam obok nich.
- Co ty powiesz? Nie żyją? Zostali zamordowani? - nagle przystanęłam. Kto zginął? Poczułam na ciele dreszcze. Udałam, że czegoś szukam w torebce, wsłuchując się w ich rozmowę.
- Tak. Państwo Hemmings. George ich znalazł, kiedy przyszedł z paczką. Nikt nie otwierał, a przecież wiesz, że pani Hemmings nie pracowała. - otworzyłam usta, kiedy usłyszałam to nazwisko. To byli moi sąsiedzi. Ktoś zabił moich sąsiadów, a ja nic nie usłyszałam?
- Pewnie się zdziwił. I co wszedł tam?
- Tak. Drzwi były uchylone, więc wszedł. Zastał ich w sypialni. Pełno krwi. Był w takim szoku, jednak nie dzwonił po pogotowie. Nie było do czego.
- Wiedziałam, że ten gówniarz w końcu to zrobi. Tylko ze względu na jego rodziców go tolerowałam, ale teraz.
- Ja tak samo. O popatrz. Nasza sąsiadka. Z tej też nic nie będzie. Szkoły nie skończyła, szlaja się gdzieś. Rano wychodzi, wieczorem wraca. Lafirynda. - przewróciłam oczami, idąc dalej. Jedyne co mnie martwiło to ich słowa o tym chłopaku. To naprawdę on zabił?
28 sierpień
Dziwnie się czułam, przechodząc obok niego. Wzrok miał nieobecny. Zrobiło mi się go szkoda, jednak bałam się do niego odezwać.
- Musisz się na mnie gapić?
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Trudno na ciebie nie spojrzeć. - usiadłam obok niego na ławce, chociaż wiedziałam, że to błąd.
- Nie szukam towarzystwa. Możesz spadać.
- Uwierz mi, chętnie bym sobie poszła, ale wyglądasz okropnie, a moje dobre serce nie pozwala, żebym przeszła obojętnie.
- Zakonnica mi się trafiła. Mam szczęście,
- Możesz w końcu przestać mnie obrażać. Głupia jestem, że z tobą rozmawiam, ale coś nie daje mi spokoju.
- Co mianowicie?
- Ty ich nie zabiłeś, prawda? - nagle nasze spojrzenia się spotkały, a ja poczułam, jakby kopnął mnie prąd.
- Gówno cię to obchodzi. Wszyscy i tak wiedzą swoje.
- No właśnie. Wszyscy tylko nie ja. Nie wierzę, że mógłbyś to zrobić. Nie pytaj dlaczego, ale po prostu to czuję. Może i jesteś dupkiem i chamem, ale nie mordercą.
- Co ty możesz wiedzieć? I tak nikt mi nie uwierzy. Popieprzeni ludzie. Nawet nie zadzwonili na policję. Zakopali ich obok domu. Cicho, żeby się nikt nie dowiedział. Myślisz, że dlaczego Whetstone uchodzi za bezpieczne? Bo o żadnym morderstwie się nie mówi. Raj dla morderców i gwałcicieli.
1 września
- Nie myślałam, że kiedykolwiek uda mi się z tobą normalnie porozmawiać. - napiłam się soku jabłkowego, wpatrując się w twarz Luke'a.
- Taaa. Byłem mocno wkurzony na wszystkich. Nie chciałem z nikim gadać. Ty od razu wydałaś mi się inna, ale w końcu byłaś tak jakby jedną z nich, więc nie miałem wyjścia.
- Nigdy nie byłam jedną z nich i powinieneś o tym wiedzieć.
WITAJCIE!!!!!
Na początku coś a'la prolog. Chciałam wam przedstawić w części mój pomysł na te ff. Mam nadzieję, że nie przestraszyła was ilość. Teraz chociaż jest jasne, co mam w głowie i co może się wam spodobać. Nie wiem, co jeszcze mam napisać. Rozdziały będę starała się dodawać w miarę systematycznie. O ile pozwoli mi na to szkoła, jednak nie powinno być aż tak źle. Zwiastun pojawi się w najbliższym czasie. Jeśli ktoś zechce być informowany, to proszę napisać w komentarzu. Tyle ode mnie. Miłego czytania :)
P.S. Jeśli chcesz się dodać do obserwatora, zakładka jest na dole pod postem. :)
P.S. Jeśli chcesz się dodać do obserwatora, zakładka jest na dole pod postem. :)
zazwyczaj nie czytam prologów bo po prostu ich nie lubię, jednak ten jest inny,serio.
OdpowiedzUsuńOd razu pałam sympatią do Shey, wydaje sie taka miła i słodka, hahax
I też wiedziałam, że Luke ich nie zabił, to niemożliwe x
Lecę dalej, samsu x